Pomysł zabrania krzyża do Smoleńska pojawił się na początku września, gdy część bliskich ofiar zgłosiło chęć wyjazdu na pielgrzymkę na miejsce tragedii. Od razu jednak wzbudził kontrowersje. Choć podpisało się pod nim 28 rodzin, część nie zgadzała się na inicjatywę, która miała być końcem sporu o to, gdzie ma stać krzyż.
Teraz drewniany krzyż znajduje się w prezydenckiej kaplicy. Wcześniejsze ustalenia mówiły, że ma trafić do kościoła św. Anny. Dlatego Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, który wybiera się na pielgrzymkę, mówi wprost: nie ma mowy o zostawieniu krzyża miejscu tragedii.
"Pielgrzymkę poprzedzi spotkanie integracyjne dzień wcześniej, gdzie opowiemy o wszystkim, opowiemy o szczegółowym programie, opowiemy o trudach podróży, opowiemy o pewnego rodzaju wymogach tej pielgrzymki, no i również zadecydujemy, czy poleci z nami krzyż. Będziemy głosowali, czy krzyż ma z nami lecieć do Smoleńska, czy też nie. Jeśli poleci, to zapewne tylko na jeden dzień razem z nami, a potem wróci tam skąd go zabraliśmy, czyli z kaplicy pana Prezydenta" - wyjaśnia Deresz w rozmowie z TVN24.
Według niego, do tej pory na listę chętnych zapisało się 170 osób. Wśród nich nie ma Jarosława Kaczyńskiego, który już wcześniej deklarował, że nie weźmie udziału w pielgrzymce.