Konkluzja opinii sądowo-medycznych jednoznacznie wskazuje, że biegli medycy sądowi nie stwierdzili okoliczności wskazujących na to, iż obrażenia obu ekshumowanych ciał powstały w wyniku wybuchu - mówi portalowi gazeta.pl rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Zbigniew Rzepa.
Przyczyną zgonu obu ofiar katastrofy były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i obrażenia klatki piersiowej, orzekli wcześniej biegli z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Wskazali przy tym, że obrażenia, które znaleziono na ciele powstają pod wpływem działania z dużą siłą narzędzi bądź przedmiotów tępych, tępokrawędzistych. Tymi, ich zdaniem, mogły być elementy kabiny samolotu pasażerskiego, kadłuba czy też podłoża.
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej zaprzeczył temu, że biegli znaleźli jakiekolwiek ślady, które mogłyby wskazywać na wybuch. W grę wchodziłoby wówczas m.in. uszkodzenie błony bębenkowej czy np. spalone włosy.
Komentarze (209)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze"Wszystko, z czym zwracaliśmy się do prokuratorów, było ignorowane."
"To jest totalne lekceważenie wszystkiego i wszystkich, co wiąże się z katastrofą smoleńską."
Dlaczego pana zdaniem prokuratura tak się zachowuje – nie informuje rodzin o upublicznianiu szczegółowych opisów stanu ciał ofiar, nie czeka aż bliscy zgłoszą się po dokumenty? To przypadek?
- Janusz Walentynowicz (syn poległej w Smoleńsku Anny Walentynowicz). To jest otwarta wojna prokuratury z rodzinami ofiar. W świetle prawa teoretycznie możemy wszystko – składać wnioski czy powoływać biegłych. Ale gdy przychodzi co do czego, śledczy mówią: "nie" i jest pozamiatane. Wszystko, z czym zwracaliśmy się do prokuratorów, było ignorowane. Składałem wniosek o odwołanie pani prof. Świątek. Nie ujmuję jej kwalifikacji zawodowych, broń Boże. Nie od tego jestem i się na tym nie znam. Ale kwestionuję jej uczciwość.
Dlaczego?
- J.W. To ona stwierdziła, że Stanisław Pyjas spadł ze schodów. Generalna konkluzja nadzorowanej przez nią sekcji była taka, że był sam winien swojej śmierci – gdyby nie właził po schodach, to by nie spadł; a gdyby nie spadł, to by się nie zabił. Chciałem więc, aby tę panią wykluczono z zespołu biegłych, by nie przewodniczyła lekarzom przeprowadzającym sekcje. Złożyłem wniosek, a prokurator Pyra powiedział: wniosek został odrzucony. I rozmowa się skończyła.
To jest totalne lekceważenie wszystkiego i wszystkich, co wiąże się z katastrofą smoleńską. A już najmocniej w łeb dostają rodziny ofiar.
Pytanie retoryczne. Po czyjej stronie jest "niezawisła" Naczelna Prokuratura Wojskowa?
Przecież już w czasie nocnej narady z 10/11 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku rosyjskich i polskich wojskowych prokuratorów, protokolarnie (podpis prok. Szeląga) przy braku sprzeciwu z polskiej strony, oficjalnie wykluczono wersję czynu terrorystycznego z badań śledczych. Zatem sprawa wydaje się oczywista. Prokuratura od początku smoleńskiej kaźni nie była i dalej nie jest zainteresowana śledztwem prowadzonym pod kątem znalezienia ewentualnych śladów, dowodów świadczących o zamachu. Stąd m.in. bierze się całkowity brak zainteresowania kluczowymi dowodami wskazującymi na eksplozje w tupolewie, jak choćby nitami znajdowanymi w trakcie przeprowadzania sekcji w ciałach ofiar smoleńskiej kaźni.
W trakcie sekcji zwłok Anny Walentynowicz w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu znaleziono cztery metalowe elementy o wymiarach od 0,2 do 1,2 cm. W opinii śledczych były to prawdopodobnie nity z poszycia samolotu.
W jednym przypadku z pewnością była to główką nita, który to koronny dowód w sprawie (wskazujący na eksplozję w tupolewie) nie wzbudził żadnego zainteresowania prokuratora obserwującego przebieg autopsji. To dopiero w wyniku zdecydowanej interwencji obecnego przy sekcyjnym stole mec. S.Hambury, fragment nita który został wydobyty ze zwłok A.Walentynowicz został przyjęty (zabezpieczony?) przez obecnego przy sekcji prokuratora!
W oficjalnym, upublicznionym komunikacie NPW nie ma słowa o znalezionych w ciałach ofiar tragedii nitach, metalowych odłamkach jak i o wynikach badań fizyko-chemicznych.
Wedle ogólnikowego komunikatu NPW przyczyną zgonu obu ofiar katastrofy były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i obrażenia klatki piersiowej, co koresponduje z wnioskami zawartymi w opiniach wydanych po sekcjach zwłok przeprowadzonych w Moskwie. Swoją drogą ciekawe jak to stwierdzili, jeżeli ofiara została w Moskwie - po bezproblemowym rozpoznaniu ciała przez rodzinę i świadków (głowa, twarz nieuszkodzona, brak widocznych ran) – została praktycznie pozbawiona czaszki i mózgu?
Zastanówcie się lemingi, wszyscy którzy wykluczają, negują czyn terrorystyczny (destrukcję, totalne rozczłonkowanie lecącego tupolewa na skutek eksplozji) dlaczego najbliższym krewnym A.Walentynowicz, synowi i wnukowi oraz mec. Hamburze, wojskowi prokuratorzy konsekwentnie odmawiają wglądu w dokumentację sekcyjną przysłaną (z ogromnym poślizgiem, po wielokrotnych monitach) z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Moskwie?
Jaką traumatyczna, mroczną tajemnicę wojskowi śledczy konsekwentnie, począwszy od 10 kwietnia 2010 skrywają przed Narodem???
z najlepszymi ekspertami z usa.Wyniki w przyszlym tygodniu !!
"Ciało mojej babci nie miało nawet czaszki"!
Piotr Walentynowicz - wnuk legendy Solidarności - wylicza przekłamania i manipulacje, jakie znalazły się w komunikacie Naczelnej Prokuratury Wojskowej:
1. Prokuratura napisała: w dniu 18 lutego 2013 roku do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynęły z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu opinie sądowo-medyczne wykonane po ekshumacji zwłok tychże ofiar katastrofy smoleńskiej. [...] Dotychczas żadna z zainteresowanych rodzin nie zgłosiła się do prokuratury w tym celu.
- Piotr Walentynowicz: opinie sądowo-medyczne wykonane po ekshumacji zwłok wpłynęły, jak przyznaje prokuratura, do NPW 18 lutego 2013 r. Nas powiadomiono jednak o tym fakcie dopiero tydzień później, 25 lutego. Pani prokurator poinformowała nas przez telefon, że dokumentacja jest do wglądu w dogodnym dla nas terminie. Po zaledwie trzech dniach - pod pretekstem, że nie zgłosiliśmy się do prokuratury, choć przecież śledczy wiedzą, że reprezentujący nas mecenas Stefan Hambura mieszka w Niemczech - wyniki sekcji mojej babci upubliczniono w internecie.
2. Prokuratura napisała: prokuratorzy powiadomili rodziny obu ofiar katastrofy oraz ich pełnomocników o możliwości zapoznania się z opiniami.
- Piotr Walentynowicz: mój pełnomocnik Stefan Hambura nie został powiadomiony o takiej możliwości. Nie został też poinformowany o wpłynięciu tych opinii do NPW.
3. Prokuratura napisała: przyczyną zgonu obu ofiar katastrofy były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i obrażenia klatki piersiowej, co koresponduje z wnioskami zawartymi w opiniach wydanych po sekcjach zwłok przeprowadzonych w Moskwie.
- Piotr Walentynowicz: nie wiem, jak prokuratorzy doszli do takiego wniosku, skoro podczas sekcji, jaka odbyła się we Wrocławiu po ekshumacji, ciało mojej babci nie miało nawet czaszki.
Wnuk Anny Walentynowicz podkreślił również, że śledczy obiecywali mu, tak jak i jego ojcu, że obaj będą mieli wgląd nie tylko do opinii, lecz także do wyników badań sekcyjnych. Słowa jednak nie dotrzymano. Przypomina też, że do tej pory nie miał szans, aby zapoznać się z dokumentacją rosyjską dotyczącą babci. Jak dotąd okazano mu jedynie rosyjskie protokoły sekcyjne Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej, którą pochowano w wyniku skandalicznej omyłki w grobie legendy Solidarności.
Oświadczenie płk. Zbigniewa Rzepy jednoznacznie (ulubione słowo prokuratorów ucinające wszelką dyskusję) wskazuje, że po raz kolejny PO prostu bezczelnie łże!
Dlaczego wojskowa prokuratura - matacząca, ukrywająca niewygodne fakty, a nawet niszcząca dowody - nie chciała (na prośbę rodzin) dopuść do sekcji (nawet w charakterze obserwatora) światowego autorytetu, niezależnego amerykańskiego patologa prof. Michaela Badena? Czy nie dlatego, aby móc dowolnie manipulować faktami, ukrywać prawdę o przyczynie tragedii? Utajnić dowody wskazujące na czyn terrorystyczny?
Jak można po raz kolejny bezczelnie powielać brednie jak robi to bezczelnie płk. Z.Rzepa, który palnął, że biegli nie znaleźli jakichkolwiek śladów, które mogłyby wskazywać na wybuch. Stwierdził: "w grę wchodziłoby wówczas m.in. uszkodzenie błony bębenkowej czy np. spalone włosy." Najwyraźniej Z.Rzepa celowo zapomniał o spalonych przedmiotach, ubraniach, choćby porozrywanym i w wielu miejscach nadpalonym mundurze śp. gen. A.Błasika.
Przecież patomorfolodzy badający ciała ofiar po katastrofach lotniczych wielokrotnie już stwierdzili, że w przypadkach eksplozji na pokładzie samolotu, nie zawsze pękają błony bębenkowe!! (Na marginesie - podobnie zresztą jak dzięki elastycznym uszczelkom nie zawsze wylatują szyby w kabinie samolotu po eksplozji).
Nawet, gdy podczas autopsji zwłok nadzorowanej przez prof. Świątek stwierdzono u poległych w Smoleńsku ofiar zniszczenie pęcherzyków płucnych oraz błon bębenkowych na skutek gwałtownego wzrostu ciśnienia spowodowanego eksplozją w kabinie Tu-154M nr 101, to przecież ten bulwersujący fakt dowodzący eksplozji na pokładzie tupolewa nie miał szans oficjalnie przedostać się do opinii publicznej, lecz wylądował w prokuratorskiej teczce z klauzulą "ściśle tajne".
Należy przypomnieć, że zaufani "eksperci" wytypowani przez prokuratorów wojskowych, oficjalnie nie robili ofiarom wymaganych, rutynowych zdjęć RTG (ponoć nie było takiej potrzeby lub aparaty rentgenowskie w tym momencie były niesprawne), które w takich przypadkach standardowo są wykonywane (na co wielokrotnie zwracał uwagę prof. M.Baden). Rutynowo wykonywane po katastrofach lotniczych zdjęcia RTG zwłok ofiar pozwalają wykryć w tkankach miękkich oraz kościach metalowe odłamki; prześwietlając wszystkie ofiary - kiedy wiemy jakie zajmowały miejsca w samolocie - można zlokalizować epicentrum wybuchu.
z kątowni buraku
Jesteś typowym tempakiem pisowskim