Personel nie udzielił pomocy umierającemu, bo ten miał zachowywać się agresywnie i dobijać się do drzwi szpitala w Wołowie.
Według relacji żony, mężczyzna był chory na serce i błagał o pomoc. Szpital wziął go za szaleńca i zadzwonił po policję. Gdy policja przyjechała, było za późno - pacjent zmarł pod oknami medyków.
Dyrekcja placówki w Wołowie nie komentuje sprawy. Marek Gajos, starosta powiatu wołowskiego, pod który podlega szpital, tłumaczy, że personel zadzwonił na policję, bo bał się mężczyzny.
Szpital nie może być zamykany na noc - mówi Piotr Karniej z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Jak ktoś się boi pracować w tych warunkach, powinien zmienić zawód - mówi.
Sprawę bada prokuratura. Wyjaśnień chce też NFZ, który płaci za nocną pomoc lekarską.
Komentarze(31)
Pokaż:
"Szaleniec" to też chory człowiek tylko co innego mu dolega, więc co chodzi ?,wolą leczyć tych z bólem palca. A lekarz na dyżurze śpi i wszyscy boją się go budzić przecież mają w gabinetach "wersalki "by nie spać przy biurku.
Za co tej białe mafii się płaci? Dyżury nocne przecież są. Skonał im ciężko chory człowiek pod drzwiami. Biała mafia brzydzi się chorych. Dla nich chory to bydle. Całkiem jak dla czarnej mafii wierni do bydło do używania, korzystania i jeszcze dawania im kasy.