Związkowcy list wysyłają także do prezesa ZUS. I wskazują dodatkowo na złą organizację pracy, nadmierne i ciągłe zwiększające się obciążenie pracą, dyskryminację i nieprzemyślane zmiany organizacyjne.
- Kierownicy poganiają, a człowiek biega z wywieszonym jęzorem. Po każdym kwartale prezes daje najlepszym pluszowe maskotki Króla Lwa - mówi "Gazecie Wyborczej" jeden z pracowników. Inny wspomina, że jedna z kobiet z centrali ZUS pojechała w delegację, i tam odebrała sobie życie. Po tym wydarzeniu prezes, jak podaje gazeta, miał sugerować, że piła alkohol. Oskarżeniom nie było końca.
ZUS przekonuje przy tym, że targnięcie się na życie nie miało związku z pracą - "nie ma żadnych przesłanek, aby te sprawy ze sobą łączyć". Także zdaniem Jeremiego Mordasewicza, członka rady nadzorczej ZUS i przedstawiciela konfederacji Lewiatan, "związkowcy przesadzają, używają argumentów emocjonalnych".
Z raportu NIK wynika, że przyczyną opóźnień - nieterminowe załatwianie spraw stwierdzono w 12 oddziałach - było nadmiernie obciążenie pracą osób odpowiedzialnych za ściąganie należności. Tymczasem zakład odpiera zarzuty i wskazuje, że niezadowolenie jest wynikiem niezwiększania funduszu płac. Średnia pensja w zakładzie to 3,6-3,7 tys. zł brutto, czyli niewiele mniej niż wynosi średnia krajowa, czyli 3,9 tys. zł.
Związkowy skargi przekazali też do Ewie Kopacz.
Zdaniem osoby znającej realia ZUS, "prezesowi włos w głowy nie spadnie", bo ten się nie buntuje. – ZUS jest zawsze gotowy do zmiany w systemie informatycznym, tak, aby to, co politycy postanowią było realizowane - dodaje.