"Dobra zmiana" na propsie. Wojewoda, właściciel budynku, wprowadza nowe standardy w ratuszu. #zelaznalogika - takim komentarzem na Twitterze (wraz ze zdjęciem) skomentował inicjatywę urzędu wojewódzkiego Bartosz Milczarczyk, rzecznik stołecznego ratusza.
Urzędników Hanny Gronkiewicz-Waltz zaskoczył widok zapakowanych jeszcze bramek obrotowych, których instalację zaplanowały służby wojewody (reprezentującego rząd). Dlaczego? Bo to urząd wojewódzki jest formalnie zarządcą budynku, a warszawski samorząd wykorzystuje tylko część obiektu.
Samorządowcy są zaskoczeni tym działaniem. - Na pewno musimy ustalić zasady, na podstawie których przez bramki będą przechodzili goście, mieszkańcy, dziennikarze. Zależy nam na tym, żeby wszyscy mieli swobodny dostęp do nas, urzędników. Dlatego czekamy na spotkanie, na którym chcemy omówić te zasady - komentuje Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika prasowego stołecznego ratusza.
Jak wspomina, temat ograniczenia wejścia do budynku ratusza pojawiał się już wcześniej. - Mieliśmy sygnały np. od dziennikarzy, pojawiał się chociażby problem z wjazdem wozów transmisyjnych na teren dziedzińca - mówi.
O wyjaśnienia poprosiliśmy służby wojewody. Tam dowiadujemy się, że bramki przy bocznych wejściach D oraz B, mają pojawić do końca roku. Czasu na zorganizowanie spotkania w celu ustalenie zasad funkcjonowania bramek, jest więc zatem bardzo mało. Jednak urząd wojewódzki przekonuje, że informował już urząd m. st. Warszawy o planach wprowadzenia systemu zabezpieczenia. - Celem jest poprawa bezpieczeństwa. Planowany od kilku miesięcy system jest standardowym rozwiązaniem, stosowanym w większości urzędów - twierdzi Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego.
Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak do tematu podchodzą inne miasta. Urzędnicy z Gdańska twierdzą, że tamtejszy urząd miasta jest otwarty dla wszystkich. - Każdy może wejść, zabroniony jest jedynie handel obnośny. Część budynku zajmuje bank, ale wejście jest oddzielne i nie ma nic wspólnego z samym urzędem - opowiada Dariusz Wołodźko z biura prasowego gdańskiego magistratu.
Podobnie sytuacja wygląda w Krakowie. - U nas jest całkowicie wolne wejście do budynku. Jest tylko jedno bardziej chronione wejście, gdzie część pracowników ma specjalne karty. To wejście do hallu prezydenckiego, gdzie jest gabinet prezydenta i jego zastępców oraz kilku dyrektorów magistratu. Ale to także część zabytkowa, gdzie znajdują się m.in. cenne obrazy - tłumaczy Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Krakowa.
Wracając do warszawskiego urzędu - o ile podobne bramki nie pojawią się jeszcze przy głównym wejściu, jest szansa, że zwykli obywatele nie odczują jakoś specjalnie tych zmian. Na razie wątpliwości mają przede wszystkim urzędnicy. - Zmiany mają wejść w życie za kilka dni, a my właściwie nic nie wiemy. Może wojewoda chce mieć lepszy wgląd w to, kogo zapraszamy do ratusza? - pyta z przekąsem jeden z pracowników ratusza.
Nie jest tajemnicą, że relacje pomiędzy gabinetem Hanny Gronkiewicz-Waltz a urzędem wojewódzkim, są dość chłodne. Jednym z powodów było postawienie w kwietniu na dziedzińcu przed ratuszem głazu z wizerunkiem nieżyjącego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. O zgodę nikogo z urzędu miasta nikt nie pytał. Nie zwrócono się też po opinię od stołecznego konserwatora zbytków. Stąd podejmowane były próby usunięcia głazu traktowanego jak samowola budowlana. Jednak na taki krok się ostatecznie nie zdecydowano, wiedząc, że będzie to pretekst do kolejnej wojny politycznej.
W połowie listopada - również bez wiedzy stołecznych samorządowców czy konserwatora zabytków - podmieniono tabliczkę z podobizną Lecha Kaczyńskiego (ta dotychczasowa była obiektem docinek i żartów w związku z tym, że podobieństwo do byłego prezydenta było co najwyżej umowne). Zniknęło też stwierdzenie, że prezydent "poległ" w katastrofie smoleńskiej. Jak potem się okazało, renowacja odbyła się za zgodą i wiedzą wojewody, a inicjatorem tego działania był Komitet Społeczny z udziałem m.in. przedstawicieli duchowieństwa oraz działaczy społecznych, m.in. z Kręgu Pamięci Narodowej i Komitetu Katyńskiego.