Powrót do koncepcji sędziów pokoju, którzy działali w przedwojennej Polsce, to postulat od lat zgłaszany przez przedstawicieli środowiska sędziowskiego. Miałoby to pomóc odciążyć sądy od drobnych spraw, a w konsekwencji odkorkować je i uczynić bardziej efektywnymi. Problem jednak w tym, że choć resort sprawiedliwości taki pomysł przedstawił w ramach założeń reformy sądownictwa, to jednak od razu zastrzegł, że obecnie wprowadzić go w życie po prostu się nie da.
– Wprowadzenie sędziów pokoju do rozstrzygania spraw drobnych w lokalnych społecznościach jest na razie koncepcją. Do takiej zmiany potrzebne jest jednak porozumienie ponadpartyjne w parlamencie, bowiem wprowadzenie sędziów pokoju wymaga zmiany konstytucji – tłumaczy Wioletta Olszewska z biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości.
Inaczej na sprawę zapatrują się konstytucjonaliści. I podpowiadają ministerstwu, jak to zrobić, aby nie narazić się na zarzut naruszenia ustawy zasadniczej.
Inne sądy
– Mamy art. 177 konstytucji, który stanowi przecież wprost, że sądy powszechne sprawują wymiar sprawiedliwości we wszystkich sprawach z wyjątkiem spraw ustawowo zastrzeżonych dla właściwości innych sądów. I kto powiedział, że tymi innymi sądami nie mogą być właśnie sądy pokoju? – zauważa dr hab. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak jednak tłumaczy, aby nie budzić wątpliwości konstytucyjnych, ustawodawca musiałby po pierwsze, umiejscowić tego typu sądy w obecnej strukturze sądownictwa.
– W Polsce wszelkie spory muszą być rozstrzygane przez sądy. To wynika z art. 175 ustawy zasadniczej. Nie ma więc możliwości powołania jakiegoś innego organu, który by się tym zajmował w sposób prawnie wiążący, a nie byłby sądem – wtóruje mu dr Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z UW.
Poza tym, jak zauważa Waldemar Żurek, rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa, stworzenie jakiegoś odrębnego organu, umiejscowionego poza strukturą sądownictwa, któremu przekazano by część kognicji przysługującej sądom, mogłoby stanowić niebezpieczny precedens. – Jeżeli raz byśmy uznali, że część spraw można sądom odebrać, choćby tych najbardziej błahych, to nic już nie stałoby na drodze, aby w kolejnym ruchu zabrać im i te o większym ciężarze gatunkowym – przestrzega sędzia.
Problem z wyborem
Drugim warunkiem, którego spełnienie byłoby konieczne, aby nie narazić się na zarzut niekonstytucyjności przy wprowadzaniu sądów pokoju, byłoby stworzenie ścieżki odwoławczej od rozstrzygnięć przez nie wydawanych.
– W ten sposób zagwarantowane zostałoby obywatelom prawo do sądów, które jest jednym z fundamentalnych zasad państwa prawa – zaznacza Piotrowski. Jego zdaniem wprowadzenie sędziów pokoju przy spełnieniu tych dwóch warunków nie stałoby w sprzeczności z obecną konstytucją.
Podobne odczucia mają również niektórzy sędziowie.
– Ustawa zasadnicza mówi przecież tylko tyle, że mamy mieć sądy I i II instancji. Nie precyzuje, że mają to być sądy rejonowe, okręgowe i apelacyjne – zauważa Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie. Jego zdaniem więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tą pierwszą instancją były właśnie sądy pokoju.
Pewną przeszkodę dostrzega jednak dr Jacek Zaleśny. Chodzi o sposób wyłaniania sędziów pokoju. Według jednej z koncepcji mieliby oni być wybierani przez rady gmin, tak jak się to obecnie już dzieje w przypadku ławników.
– Jeżeli chodzi o wybór sędziów pokoju czy to przez rady gmin, czy też bezpośrednio przez obywateli, to może się to okazać trudne do wprowadzenia. A to ze względu na art. 179 konstytucji – zauważa Zaleśny.
Przepis ten stanowi, że sędziowie są powoływani przez prezydenta na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa. – A to oznacza, że taki sędzia pokoju wybrany przez rady gmin czy obywateli musiałby zostać jeszcze zaakceptowany przez KRS. A przecież może być tak, że rada negatywnie oceni wybranych sędziów i nie zdecyduje się sformułować w ich sprawie wniosku. Byłaby to prosta droga do wygenerowania kolejnych napięć w ustroju państwa, a tego trzeba unikać – mówi dr Zaleśny.
Zamiast asesorów
W związku z tymi wątpliwościami rodzi się więc pytanie, czy dobrym rozwiązaniem nie byłoby po prostu zastąpienie asesorów sędziami pokoju. Zdaniem dr. Zaleśnego byłby to wariant najbezpieczniejszy ustrojowo.
– Mógłby to być po prostu etap dojścia do zawodu sędziego. W tym modelu sędziami pokoju zostawaliby, po zdaniu egzaminu sędziowskiego, absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Powoływani by byli na tę funkcję przez prezydenta na określony czas, np. na 3–4 lata – proponuje dr Zaleśny.
Jego zdaniem to byłoby lepsze rozwiązanie niż asesorzy sądowi, którzy mają być powoływani przez ministra sprawiedliwości.
– To utrzymywanie niepotrzebnej hybrydy, która zresztą już raz została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny. Ktoś, kto ukończył studia prawnicze, zdał egzamin konkursowy, ma za sobą aplikację i egzamin sędziowski, ma wszelkie kwalifikacje, aby podjąć się funkcji sądzenia – zauważa konstytucjonalista.
Zmiany w KRS znalazły się w ogniu krytyki
Krajowa Rada Sądownictwa, Sąd Najwyższy oraz Ogólnopolskie Stowarzyszenie Asystentów Sędziów – wszystkie te organy negatywnie oceniły przedstawiony przez resort sprawiedliwości projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa. W ich opiniach pojawiają się zarzuty niekonstytucyjności proponowanych rozwiązań oraz próby obejścia ustawy zasadniczej. Wskazuje się m.in., że są one nie do pogodzenia z niezależnością sądownictwa oraz jego odrębności od pozostałych dwóch władz. Wskazuje się ponadto, że oddanie wyboru członków KRS w ręce de facto marszałka Sejmu nie doprowadzi do deklarowanego przez projektodawców celu, a więc urzeczywistnienia zasady reprezentatywności wszystkich grup zawodowych sędziów w radzie oraz demokratyzacji wyborów członków tego gremium. Wprost przeciwnie – jak pisze SN – projektowane zmiany „mogą spowodować przejęcie kontroli nad działaniami rady przez większość sejmową, co zagraża niezawisłości sędziowskiej”.
Tymczasem minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro na wczorajszej konferencji prasowej zapewniał, że projekt nie narusza konstytucji, bo ta nie mówi wprost, kto ma wybierać członków KRS, i tłumaczył, że dokument jest odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie. Uznał również, że zaproponowane rozwiązania nie tylko będą służyły obywatelom, ale także dużej części sędziów, którzy ciężko pracują i nie są związani ze „spółdzielnią sędziowską”, która dziś decyduje o awansach i karierze w sądownictwie.