W czwartek na konferencji prasowej w Rzeszowie Fijołek podkreślił, że sprawa pomnika i jego pozostawienie na placu ma duże znaczenie dla wizerunku miasta.
- Trudno sobie wyobrazić, że w XXI wieku, w środku Europy, po tylu tragicznych doświadczeniach związanych z systemem totalitarnym, komunistycznym, z Armią Czerwoną, która odpowiada za śmierć setek tysięcy Polaków, dzisiaj ktoś występuje w obronie pomnika, który tę Armię Czerwoną upamiętnia. Nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć – mówił przewodniczący klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszowa.
Inny radny PiS Robert Kultys podkreślił, że "to nie jest kwestia różnicy poglądów naszych i prezydenta". - Jeżeli dzisiaj, po tych wszystkich tragicznych doświadczeniach XX wieku, ktoś, a w tym przypadku wybrany przez mieszkańców prezydent, broni pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej, to w jakim świetle stawia to nas, współobywateli miasta, wszystkich wyborców, opinię publiczną? Na tym cierpi wizerunek miasta i nas wszystkich – argumentował.
Kultys zaznaczył, że żołnierze armii czerwonej, którzy zginęli w Polsce, powinni być upamiętnieni na cmentarzach wojennych. - I miejsce tego pomnika jest właśnie na takim cmentarzu - dodał.
Kilka miesięcy temu rzeszowscy radni podjęli uchwałę o tym, aby pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej został przeniesiony na cmentarz żołnierzy radzieckich przy ul. Lwowskiej. Ta uchwała nie została jednak wykonana przez prezydenta Tadeusza Ferenca. Jak tłumaczy rzecznik prezydenta Maciej Chłodnicki, prezydent uważa, że ten pomnik powinien pozostać tu, gdzie jest, jako świadectwo historii miasta.
Postępowanie w sprawie usunięcia pomnika prowadzi też Podkarpacki Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego. Nałożył on na miasto obowiązek usunięcia pomnika, powołując się na tzw. ustawę dekomunizacyjną oraz opinię Instytutu Pamięci Narodowej. Samorząd Rzeszowa zapowiedział złożenie odwołania do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.