Polacy pojechali do wioski i masakrę nagrali na wideo - ujawnia gazeta. Nie wiadomo, czy była to kamera, czy telefon komórkowy: "Tego nie dało się oglądać. Wyglądało na to, że żołnierze chcieli mieć pamiątkę" - mówi informator "GW", który zna szczegóły śledztwa.

Reklama

Sześciu żołnierzom, którym wojskowa prokuratura postawiła wczoraj zarzuty zabójstwa ludności cywilnej w Afganistanie, grozi dożywocie. Siódmy z zatrzymanych żołnierzy usłyszał zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny. Wnioski o ich aresztowanie są już w sądzie. Wszyscy zatrzymani byli żołnierzami jednostki wojskowej z Bielska-Białej. W Afganistanie stanowili 1. pluton szturmowy Zespołu Bojowego "C" Polskiego Kontyngentu Wojskowego.

"O tym, co wydarzyło się 16 sierpnia, rozmawialiśmy zaraz po zdarzeniu" - mówi "GW" mjr Tomasz Biedziak, były zastępca dowódcy Polaków w Afganistanie. "Ale te chłopaki mówili zupełnie co innego: że zostali zaatakowani i odpowiedzieli ogniem. Teraz podobno zmienili zeznania. Nie wiem, w co mam wierzyć! To były normalne chłopaki, nie żadni wojenni zbrodniarze. Wcześniej i potem normalnie wykonywali swoje zadania" - dodaje.

Tragedia rozegrała się 16 sierpnia. Jeden z samochodów z polskimi żołnierzami wjechał na minę. Kolumnę wozów ostrzelali talibowie. Polscy żołnierze odpowiedzieli ogniem. Wezwali posiłki.

Po kilku godzinach przyjechał pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Polacy ścigali zamachowców. Ślady doprowadziły ich do wioski Nangar Khel, którą żołnierze ostrzelali z karabinów i moździerza. Zginęło sześciu cywilów.

Reklama