Co stało się w afgańskiej wiosce Nangar Khel? Na to pytanie odpowie proces. Jednak już dziś wiadomo, że po tym, jak wioskę ostrzelali Polacy, zostało w niej sześć martwych ciał, w tym dzieci. Było też wielu rannych. Na żołnierzach ciąży zarzut zbrodni wojennej. Grozi im nawet dożywocie.

Reklama

Tragedia rozegrała się 16 sierpnia. Jeden z samochodów z polskimi żołnierzami wjechał na minę. Kolumnę wozów ostrzelali talibowie. Polscy żołnierze odpowiedzieli ogniem. Wezwali posiłki.

Po kilku godzinach przyjechał pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Polacy ścigali zamachowców. Ślady doprowadziły ich do wioski Nangar Khel, którą żołnierze ostrzelali z karabinów i moździerza. Zginęło sześciu cywilów.

"Wolałbym zginąć w Afganistanie - teraz wracałbym jako bohater, a nie był uznany za zbrodniarza wojennego. Żona dostałaby rentę" - mówił adwokatowi jeden z żołnierzy - podaje gazeta.pl.

To właśnie siedmiu komandosów dostało ciężkie zarzuty. Jak dowiedział się DZIENNIK - jednym z dowodów, jakie świadczą przeciwko nim, jest film nagrany w wiosce. Jeden z adwokatów przekonuje jednak, że to nie sami żołnierze nagrywali strzelaninę, a żandarmeria wojskowa, która badała sprawę.

Reklama