Pod koniec listopada DZIENNIK pisał, że Patrycja Kotecka próbowała przekonać byłego dziennikarza "Wiadomości" Łukasza Słapka, aby ten przygotował materiał niekorzystny dla polityków PO w zamian za ekstrawynagrodzenie. Po tych publikacjach obecni i byli pracownicy "Wiadomości" opowiadali o innych manipulacjach Koteckiej.

Reklama

W połowie grudnia Patrycja Kotecka nagle znalazła się na zwolnieniu lekarskim z powodu kłopotów z sercem i ciśnieniem. Na Woronicza zaczęły się mnożyć informacje, że Kotecka nie wróci już do pracy, a przynajmniej zostanie na jakiś czas odsunięta. Miał o tym zdecydować prezes Andrzej Urbański. Chodziło o wyciszenie złej atmosfery wokół telewizji publicznej. Urbański z działalności Koteckiej musiał się przecież tłumaczyć przed sejmową komisją kultury i środków przekazu.

Przyjmowano dwa rozwiązania. Kotecka miała przedłożyć swoje zwolnienie. Ale według informacji DZIENNIKA, myślano także o jej odwołaniu. Byłoby to dla niej bardzo korzystne rozwiązanie. Podpisany po wyborach nowy kontrakt gwarantuje jej wysoką odprawę i długi okres wypowiedzenia.

DZIENNIK próbował skontaktować się z Kotecką. Jej asystentka powiedziała jednak, że nie ma z nią kontaktu i nie wie, kiedy szefowa pojawi się w pracy. Jej komórka informuje, że abonent jest czasowo wyłączony.

Biuro prasowe nie odpowiedziało na pytania DZIENNIKA w sprawie Koteckiej, zasłaniając się ochroną prywatności swoich pracowników.

Dziennikarze "Wiadomości" nie kryją, że są zadowoleni, że Pati Koti - jak ją nazywają - przynajmniej na razie, zniknęła z ich życia, i nie wyobrażają sobie jej powrotu.

"Wreszcie pracujemy normalnie. Nikt nie ingeruje w nasze tematy. O tym, jak wyglądają "Wiadomości" danego dnia, decyduje wydawca" - mówi dziennikarz "Wiadomości". Jak bardzo zmieniły się "Wiadomości", wystarczyło obejrzeć sylwestrowe wydanie. Pojawił się w nim materiał Joanny Wajdy podsumowujący ostatni rok.

Reklama

Jednym z jego elementów była wstawka o doktorze Mirosławie G., o którym Zbigniew Ziobro miał powiedzieć: "Nikt nigdy przez tego pana pozbawiony życia nie będzie". Kilka miesięcy temu dziennikarze "Wiadomości" mieli problemy z wyemitowaniem tego zdania.

Zaginęło bowiem nagranie z wypowiedzią byłego ministra sprawiedliwości. Dziennikarze upierali się jednak, żeby ją opublikować, byli gotowi nawet dać ją w formie planszy z napisami. W tajemniczych okolicznościach nagranie się znalazło. Miała je przynieść właśnie Kotecka.