Choć Roman Gierych nie jest już ministrem edukacji, znów jest o nim głośno. Miliony rodziców, którzy zapłacili niemałe pieniądze za obowiązkowe mundurki, jakie Giertych wprowadził od września ubiegłego roku w podstawówkach i gimnazjach, apelują teraz o zwrot poniesionych kosztów. Dlaczego? Bo nowa minister edukacji Katarzyna Hall zapowiada zniesienie obowiązku noszenia przez uczniów jednolitych strojów - ujawnia "Fakt".

Reklama

A co na to sam Roman Giertych, były minister edukacji? Odwraca kota ogonem. I bezczelnie obiecuje pomoc prawną dla tych rodziców, którzy będą chcieli od państwa zwrotu pieniędzy wydanych na mundurki - oburza się "Fakt". "Pierwsza osoba, która zwróci się do mnie w tej sprawie, może liczyć na moje wsparcie. Będę jej adwokatem, za darmo" - zapewnia bulwarówkę Giertych.

Sprawa jest praktycznie przesądzona. Od nowego roku szkolnego uczniowie nie będą musieli chodzić w mundurkach, a ich rodzice wydawać na nie pieniądzy. Ministerstwo chce, by o ubraniu dziecka decydowali matka czy ojciec w porozumieniu z dyrektorem szkoły. Jak podkreśla w rozmowie z "Faktem" wiceminister edukacji Krystyna Szumilas, nie chodzi o całkowite wyeliminowanie mundurków, a jedynie o zniesienie ogólnopolskiego obowiązku ich noszenia. Dlatego też resort nie planuje zwracać pieniądzy za zakupione już mundurki. "Dzieci, które już mają jednolite stroje szkolne, nie muszą przecież z nich rezygnować" - dodaje Szumilas.

Dla Elżbiety Liśkiewicz z warszawskiej Pragi to marne tłumaczenie. Kobieta samotnie wychowuje czworo dzieci - troje nadal jest w wieku szkolnym. Na mundurki musiała wydać w sumie 170 zł, a zarabia zaledwie 700 zł miesięcznie. Z tych pieniędzy trzeba było też kupić trzy wyprawki szkolne - ujawnia "Fakt". Na życie nie zostało więc właściwie nic.

Reklama

"Jestem sprzątaczką. Gdybym nie zaoszczędziła wcześniej pieniędzy, za brak mundurków dzieci miałyby obniżone oceny ze sprawowania" - opowiada. "Jeśli więc te stroje przestaną być obowiązkowe, to niech pan Giertych odda mi te pieniądze. Musiałam je wydać, bo on jako minister taki nakaz wprowadził" - oburza się pani Elżbieta.