Były prezydent ostro komentuje fakt odnalezienia Edwarda Graczyka, byłego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa, który według autorów książki "SB a Lech Wałęsa" werbował młodego Wałęsę jako agenta bezpieki. Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gonatarczyk napisali przy tym, że Edward Graczyk nie żyje. Okazało się jednak, że były oficer SB żyje i ma się dobrze.
>>>Były esbek: Wałęsa nie był agentem
"To całkowicie kładzie wszystko, co do tej pory działo się w tej sprawie" - oburza się Lech Wałęsa. "Komu zależało na tym, by ten stan tak długo utrzymywać? Książki pisać? Filmy kręcić? Gnioty robić?" - pyta.
Zdaniem byłego prezydenta książka powstała pod tezę i oskarżenie, że był agentem SB. Ma wiele do zarzucenia autorom publikacji. Nie wierzy, że nie udało im się dotrzeć do oficera, o którym pisali. "Że nie wpadli na Graczyka? No niech będą poważni" - mówi Wałęsa.
W tej sytuacji widzi jedno rozwiązanie. "Ten gniot należy wyrzucić z księgarń. Wycofać książki i zanieść do Gontarczyka i Cenckiewicza" - apeluje były prezydent w TVN24.
Pytany, czy planuje pozew przeciw autorom publikacji IPN, Lech Wałęsa odpowiada: "Nie wiem, kto brał w tym udział. Może Antoni Macierewicz, może Jarosław Kaczyński? Dajmy to spokojnie wyjaśnić prokuratorom".