Maczo uciekł w listopadzie zeszłego roku. Stanisław Ryszkiewicz ze Sztybina porządkował wtedy posesję. 3-letni owczarek wybiegł przez bramę i zniknął za rogiem. Ale Ryszkiewicz szybko go znalazł.

"Szukałem go wszędzie, rozpytywałem znajomych i sąsiadów" - mówi "Gazecie Współczesnej". "W końcu dowiedziałem się, że wilczur przebywa u mieszkającego w tej samej miejscowości, emerytowanego policjanta" - dodaje.

Reklama

Ten jednak nie miał zamiaru oddać psa. Według niego Ryszkiewicz nie miał dowodu na to, że jest właścicielem czworonoga. Mężczyzna usłyszał jednak szczekanie pupila. Pies był w chlewie. Wychodząc z posesji uchylił więc drzwi do budynku. Maczo uciekł i przybiegł za nim do domu.

Kilka dni później do Ryszkiewicza zapukali policjanci. Okazało się, że emerytowany mundurowy oskarżył go o kradzież. Ryszkiewicz więc od razu zareagował podobnym pozwem.

Na czas procesu pies miał zostać u jego właścicela. Ale emerytowany policjant się z tym nie zgodził. Złożył odpowiedni wniosek do augustowskiej prokuratury, a ta orzekła, że to u byłego funkcjonariusza należy "przechowywać dowód rzeczowy, bowiem jest osobą godną zaufania”.

Ustalenie, kto jest właścicielem czworonoga zajęło sądowi 10 miesięcy. W końcu uznał, że "dowód rzeczowy" ma wrócić do Ryszkiewicza. Ale radość właściciela jest podszyta obawą. "Tylko co ja teraz z nim zrobię?" - mówi "Gazecie Współczesnej. "To młode zwierzę, na pewno przyzwyczaiło się do nowego miejsca. Teraz będzie tam uciekało" - tłumaczy.