Jak powiedział PAP w poniedziałek Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, decyzja, o której jako pierwsza poinformowała TVP Info, zapadła pod koniec zeszłego tygodnia. Postępowanie sprawdzające trwało od sierpnia, gdy zawiadomienie do prokuratury złożył europoseł PiS Janusz Wojciechowski (b. prezes NIK). Według Ślepokury w czasie tego postępowania sprawdzającego prokurator wystąpił do NIK z zapytaniem, czy były próby utrudniania kontroli.

Reklama

"19 października z NIK nadeszła odpowiedź, z której wynika, że była drobna nieterminowość w dostarczaniu Izbie żądanych do kontroli dokumentów, ale kancelaria premiera tłumaczyła, że kontrola była szeroka i dotyczyła lat 2005-10, musiano sprawdzić 1500 lotów i dlatego zajęło to więcej czasu, ale wszystkie żądane dokumenty NIK otrzymała. Dlatego prokurator przestępczego zamiaru po stronie urzędników kancelarii premiera nie stwierdził i odmówił wszczęcia śledztwa" - wyjaśnił Ślepokura.

Decyzja w tej sprawie jest nieprawomocna i NIK może się od niej odwołać. "NIK nikomu, w tym ministrowi Tomaszowi Arabskiemu (szefowi KPRM), nic nie zarzuca" - zapewniał kilka tygodni temu rzecznik Izby Paweł Biedziak. Europoseł Wojciechowski w tej sprawie nie ma statusu strony i nie może się odwoływać.

W lipcu "Rzeczpospolita" napisała, że według NIK urzędnicy premiera utrudniali kontrolę organizacji lotów VIP. Zaraz potem PiS zapowiedziało, że wniesie do prokuratury o zbadanie, czy pracownicy kancelarii premiera złamali prawo podczas kontroli. Szef kancelarii Tomasz Arabski zapewniał, że KPRM nie utrudniała kontroli i zarzucał NIK, że w trakcie kontroli naruszono przepisy, standardy i dobre obyczaje.

Reklama

Arabski mówił w sierpniu, że doniesienie PiS jest absurdalne. "Widzę, że PiS nadal prowadzi swoją kampanię wyborczą. Rozumiem, że złożyli zawiadomienie, które jest absurdalne" - powiedział PAP, zapewniając, że spokojnie czeka na wyniki postępowania prokuratury.

NIK sprawdzała organizację wyjazdów i zapewnienia bezpieczeństwa osobom zajmującym kierownicze stanowiska w państwie, korzystającym z wojskowego lotnictwa w latach 2005-2010. Kontrola w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów trwała od grudnia 2010 r. do czerwca 2011 r. Izba skontrolowała także MSZ, MSWiA, MON, BOR, Dowództwo Sił Powietrznych oraz 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego. Na temat lotów najważniejszych osób w państwie NIK otrzymała też informację z Kancelarii Prezydenta.



Reklama

Skargę na NIK złożył w maju do sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej sam Arabski. "W toku tej kontroli doszło do - w mojej ocenie - dość istotnych naruszeń zarówno przepisów, jak i standardów, jak i dobrych praktyk dotychczas stosowanych przez NIK" - mówił w lipcu podczas posiedzenia komisji. Kontrolerom Izby Arabski zarzucił naruszenie zasady bezstronności - kontrolę nadzorował wiceprezes Jacek Kościelniak, który od stycznia do listopada 2007 r. sam był sekretarzem stanu w KPRM.

Prezes NIK Jacek Jezierski tłumaczył odmowę wglądu do dokumentów tym, że żaden świadek nie może zobaczyć zeznań innych osób, zanim sam nie odpowie na pytania kontrolerów. Zaprzeczył też, by przesłuchiwano świadka po odmowie składania zeznań. Urzędnik odpowiedzialny za organizację lotów VIP-ów - bo o niego chodziło - był dwukrotnie wzywany na przesłuchanie - za pierwszym razem odpowiadał na pytania kontrolerów, dopiero przy ponownym spotkaniu z kontrolerami odmówił składania zeznań.

Jezierski podkreślił, że kontrolowany nie może decydować, kogo i w jakiej kolejności NIK powinna przesłuchać. Zaznaczył też, że od 5 kwietnia osobiście nadzorował kontrolę w KPRM. Wcześniej rzeczywiście kontrolę nadzorował Kościelniak, ale gdy okazało się, że w regulaminie organizacyjnym KPRM są na tyle nieprecyzyjne zapisy, że potencjalnie mogłoby to wskazywać, że Kościelniak mógł zajmować się lotami VIP-ów, nadzór nad kontrolą przejął Jezierski. Prezes NIK powiedział też, że gdyby odpowiadał na pisma z KPRM, mogłoby to być odebrane jako jego ingerencja w postępowanie kontrolne.