Bulwersuje mnie wysokość premii, a nie sam fakt ich przyznania, bo z punktu widzenia formalnego wszystko jest w porządku. Kwoty na nagrody są zapisywane w budżecie Sejmu co roku - mówi Józef Oleksy, były premier i marszałek Sejmu, portalowi dziennik.pl.

Reklama

Przekonuje przy tym, że przyznawanie tak wysokich nagród w czasach kryzysu jest nie na miejscu, tym bardziej, że łącznie mowa jest o prawie 250 mln zł. Marszałek Sejmu miał otrzymać 45 tys. zł, a wicemarszałkowie po 40 tys. zł.

Były premier zastanawia się, czy w tej sytuacji nie lepsze byłoby w ogóle zrezygnowanie z premii. Ale pod uwagę bierze także inne rozwiązania.

Może się zastanowić, czy premii nie należałoby zlikwidować w systemie i włączyć na przykład do płac, co wydaje się rozwiązaniem lepszym niż okazjonalne drażnienie opinii publicznej. Ale dobrym rozwiązaniem może się okazać także zrównanie wysokości premii do określonego poziomu. Ale nie potrafię powiedzieć, do jakiego - mówi Józef Oleksy.

Oleksy przyznaje, że premię dostał, ale nie była ona tak wysoka jak tegoroczne. Z tego co kojarzę było to około 15-17 tys. zł - mówi.

Dopytywany z kolei, co powinni zrobić wicemarszałkowie, by zachować twarz, po tym jak rozpętała się burza medialna, uchyla się od komentarza.

Każdy ma prawo zrobić z pieniędzmi to, co chce. Jeżeli zamierza je przeznaczyć na cele charytatywne, to tak też powinno się stać. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nagrody trafią na ten cel pod naciskiem opinii publicznej i będzie to wymuszone - uważa Oleksy.