Tak jak się spodziewałem, tym razem nikt mnie nie śmiał zatrzymać. Przeciwnie, chłopaki z CBA klepali mnie po plecach. Dziewczyny (ale jakie!) całowały z tzw. dubeltówki. "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - szepnął mi wiarus z Biura, "Halski". "Szefie, jakby Sawicką wypuścili, to szef się nie martwi. Ja jej oczy wydrapię" - obiecała agentka 90-60-90. Obejrzeliśmy "Życie na podsłuchu", "3.10 do Yumy" i "Makbeta". Za pięć złotych można było kupić kolejkę rzutków do podobizny pewnej znanej polskiej polityczki.

A jeszcze pieśni, toasty! "Za prezydenta!". Wypiliśmy. "Za Antykorupcję na świecie!". Wypiliśmy. Przy hymnie CBA ("My, superbrygada, agentów gromada, na stos rzuciliśmy...") serca płonęły. I nowy toast: "Za tych, co na Platformie"! I dawaj, "Rotę". I "Obława, obława, na wilcze oczy obława".

Nieuniknione stało się ciałem. Spotykam Mariusza. Chwila milczenia. Nie daję mu szansy. "Chłopcy, widzicie tego łże-szefa? Za okno z nim!" - krzyczę. Tłum w ekstazie wykonał polecenie.



Reklama

No, a teraz mam kłopot.