Nie dlatego, że uważam, iż jest winny - po prostu nie wiem, a stadne odruchy typu "biją naszych" nie przemawiały do mnie w wypadku lekarzy czy prokuratorów, więc i nie przemówią tym razem. Nie sądzę też, by sprawa, o której tak mało wiemy, była dobrym przykładem demonstrowania "solidarności zawodowej", do czego wzywają niektórzy. Nie sądzę wreszcie, by niewinnym z góry miał być każdy wrażliwy ojciec trójki dzieci, bo jeśli tak, to żądam immunitetu.

A jednak uważam, że dzieje się coś niepokojącego. Otóż Sumliński w długim i dramatycznym liście nie tylko zapewnia, że jest niewinny, ale też podaje fakty, które bardzo łatwo można zweryfikować. Czy rzeczywiście wiceszef ABW posługujący się nazwiskiem Mąka dostał bezprawnie stumetrowe mieszkanie w sercu Starego Mokotowa? To można sprawdzić błyskawicznie, czy rzeczywiście pan Mąka żądał od byłego szefa delegatury ABW w Lublinie Tomasza Budzyńskiego zeznań obciążających Zbigniewa Wassermanna. Budzyński może to przecież potwierdzić.

Spyta ktoś: a jaki to ma związek z likwidacją WSI? Ano jakiś ma. Jeśli bowiem okazałoby się to prawdą - a logiczne byłoby wtedy, że pan Mąka i jego szef Krzysztof Bondaryk zostaliby błyskawicznie zdymisjonowani - to teza Sumlińskiego, że pada ofiarą zemsty służb, stawałaby się mocno prawdopodobna. Oczywiście można mówić prawdę w jednej sprawie i kłamać w drugiej, jednak człowiek, który odkryłby skandaliczne machlojki w ABW, miałby prawo bać się zemsty potężnej agencji.

Co w tej sprawie mogą zrobić dziennikarze? Z jednej strony sprawdzić to, co z listu Sumlińskiego sprawdzić można. Z drugiej można domagać się informacji od polityków. Dlatego niniejszym pytam nadzorującego ABW wicepremiera Grzegorza Schetynę: jaki jest status mieszkania zajmowanego przez pana Mąkę? Po drugie, czy pan wicepremier badał doniesienia o rzekomych skandalicznych naciskach na pana Budzyńskiego, by obciążał poprzedniego ministra (to powinno do pana, panie ministrze, szczególnie przemówić)? I wreszcie po trzecie, czy zainteresował się pan sprawą Wojciecha Sumlińskiego? Swoje pytania zadaję publicznie, dlatego ukontentuję się również publiczną odpowiedzią. Wystarczy komunikat biura prasowego.

Kolegów po fachu proszę o to samo: nie przesądzajmy zawczasu winny czy nie, ale pytajmy. Znacznie to rozsądniej, niż dawać się zamykać w klatce czy pisać listy ze słowami otuchy dla Milana S.

I na koniec krótkie ćwiczenie z wyobraźni: co by było, gdyby w 2006 roku do aresztu miał pójść dziennikarz śledczy TVN czy "Gazety Wyborczej"?