To wycieczka na koszt polskiego podatnika. Nikt się z nią nie spotka. To porażka - tak na antenie Radia ZET ocenił podróż premier Beaty Szydło do USA były doradca Bronisława Komorowskiego, prof. Roman Kuźniar. Jego zdaniem, ta wizyta to kolejny dowód na to, że politycy PiS nie znają się na polityce zagranicznej. Prof. Kuźniar tłumaczy bowiem, że Amerykanie ochłodzili stosunki między Waszyngtonem i Warszawą, bo Polska odwróciła się o fundamentów demokracji i próbuje wysadzić w powietrze tak ważny projekt dla bezpieczeństwa i przyszłości Europy projekt, jakim jest Unia Europejska. Jak bowiem twierdzi, silna i zintegrowana Europa to cenny partner, dlatego też Amerykanie zdecydowali się odciąć wsparcie polityczne i wojskowe dla eurosceptyków z Europy Środkowo-Wschodniej.
Dlatego też nie ma co liczyć na zwiększenie obecności NATO w Polsce, co obiecano na szczycie w Newport. Jest szpica, ale liczyliśmy na więcej. Miały być bazy, ośrodki dowodzenia, a jest znacznie mniej niż można było oczekiwać w świetle tego, co ustalono i co miano przyjąć - zauważył. Wsparcie dostaną za to kraje bałtyckie. Ostrzega też, że to dopiero początek pogorszenia stosunków państw Paktu z Polską. Teraz raczej należy się modlić, bo już chyba niczego więcej się nie da zdziałać, biorąc pod uwagę niezdarność polskiej polityki zagranicznej i jej autyzm, brak reagowania na sygnały, które płyną z zewnątrz, żeby nie doszło do Newport plus, czyli obniżenia tych obietnic, które uzyskaliśmy w okresie od Lizbony do Newport - powiedział.
Profesor Kuźniar ma też sposób na powstrzymanie rosyjskich prowokacji wobec Zachodu. Jego zdaniem, Amerykanie powinni ostrzelać rosyjskie samoloty. Do tego minister John Kerry powinien następnego dnia powiedzieć, że następnym razem to zrobią. Obietnica zestrzelenia dobrze by podziałała na Rosjan - zauważył. Amerykanie powinni zrobić to, co zrobili Turcy. I bardzo słusznie, bo Turcy nie mają kompleksów - przyznał.
Jego zdaniem, Moskwa chce przekonać świat o gotowości do działań zaczepnych i świadczyć, że Rosjanie są gotowi do konfrontacji. W rzeczywistości jednak, jak wyjaśnia profesor, to tylko akcje na pokaz, bo Kreml nie rozpęta wojny. Rosja zdaje sobie sprawę, że ponieśliby druzgocącą klęskę w starciu z Sojuszem Północnoatlantyckim - wyjaśnił.