Grzegorz Kowalczyk: Senator Grzegorz Bierecki przeprosił za słowa o oczyszczaniu Polski. To cenny gest?
Borys Budka: To nie zamyka tej sprawy. Ludzie wypowiadający takie słowa powinni być natychmiast eliminowani z polityki. To przecież narracja nazistowskiej propagandy. To kalka wypowiedzi z lat 30. z państw, w których rodziły się totalitaryzmy. Absolutnie nie wyobrażam sobie, aby w odpowiedzialnej partii politycznej móc tolerować ludzi o takich poglądach. Przypomnę, że to nie jest szeregowy działacz, lecz jeden z najbardziej zaufanych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, budujący silne zaplecze finansowe dla PiS. To jednocześnie przewodniczący senackiej komisji finansów publicznych. Oczekiwałbym, że jeśli PiS rzeczywiście chce się odciąć i przeprosić za takie zdarzenie, to niezwłocznie wyrzuci senatora ze swoich szeregów.
CZYTAJ WIĘCEJ O WYPOWIEDZI SENATORA BIERECKIEGO>>>
Można przywołać słowa Donalda Tuska o "współczesnych bolszewikach". To też był brutalny atak na oponentów politycznych. Za tę wypowiedź nigdy nie przeprosił.
Jest absolutna różnica między tymi dwoma wypowiedziami. Donald Tusk wskazał na mechanizmy widoczne we współczesnej Europie. Zgadzam się z tym, że niektóre instytucje i narzędzia wprowadzane przez PiS w Polsce to bolszewickie metody. Przykładem jest choćby segregacja Polaków i atak na wybrane grupy zawodowe: nauczycieli czy lekarzy. Propaganda w mediach publicznych również przypomina czasy komunizmu, tam produkuje się materiały niemające wiele wspólnego z prawdą. Likwidacja gimnazjów przypomina to samo - przecież zniszczyli je komuniści po II wojnie światowej. Prokuraturą niepodzielnie rządzi dziś jeden polityk. To metody stosowane przez państwa niemające z demokracją nic wspólnego.
To na pewno adekwatne słowa? Przecież bolszewicy wymordowali miliony ludzi.
Porównujemy mechanizmy. Nikt nie stawia równości pomiędzy bolszewikami a PiS, jednak mówimy o metodach. Jestem w stanie udowodnić na wielu płaszczyznach, że te metody są do siebie zbliżone. Wystarczy spojrzeć na działanie poszczególnych instytucji. Widzimy jak następuje ordynarny skok na spółki skarbu państwa i instytucje państwowe. Nie liczą się kwalifikacje czy doświadczenie, lecz legitymacja partyjna. Tak samo wyglądało obsadzanie przedsiębiorstw państwowych w Polsce ludowej przez ówczesną nomenklaturę. W sądownictwie również wprowadza się zasady znane z ubiegłego systemu. Świadczy o tym upolitycznienie Krajowej Rady Sądownictwa, czy możliwość delegowania prokuratora na okres jednego roku do dowolnego miejsca w Polsce bez jego zgody. Sami prokuratorzy mówią, że takich mechanizmów nacisku nie było nawet w PRL. Gdy popatrzymy na podejście do państwa, to widzimy podobieństwo dzisiejszej Polski do państw, które z demokracją mają mało wspólnego, jak np. Turcja czy Rosja. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Natomiast senator Bierecki powiedział wprost o eliminowaniu z narodu elementu obcego. To język nazistowskiej propagandy z ubiegłego wieku. Za to właśnie senator Bierecki powinien zniknąć z polityki.
Porównuje Pan rządy PiS do czasów PRL, ale Jan Rulewski właśnie rezygnuje z członkostwa w Platformie Obywatelskiej dlatego, że weszła w sojusz z przedstawicielami dawnej PZPR.
To smutne, że Jan Rulewski odchodzi z klubu parlamentarnego. Robi to kolejny raz, zdarzało się to już w przeszłości. Mam nadzieję, że zreflektuje się i do nas wróci. W swoim okręgu wyborczym ma przecież możliwość głosowania na Radka Sikorskiego bądź Krzysztofa Brejzę - bardzo dobrych, kompetentnych polityków. Nikt nie prosi o rekomendacje dla kandydatów, których nie popiera. Swoją drogą, jeśli mam porównać to co dla integracji europejskiej zrobili premierzy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, z tym co robi w tej kwestii Jarosław Kaczyński, to rezultat jest oczywisty. Obojętnie jak patrzeć dziś na ich PZPR-owską przeszłość, to w wolnej Polsce udowodnili, że zjednoczona Europa jest dla nich dużą wartością. Polska lewica walnie przyczyniła się do wejścia w struktury Unii Europejskiej i NATO. Trzeba to docenić.
Powiedział Pan "obojętnie jak patrzeć dziś na ich PZPR-owską przeszłość". Jak Pan osobiście na nią patrzy?
Urodziłem się w 1978 roku. Mam to szczęście, że jak przez mgłę pamiętam koniec PRL-u. Jestem dumny, że żyję w wolnej Polsce. To oczywiste, że negatywnie oceniam miniony system. Ale mam też szczęście, że w swoim okręgu mogę głosować na tak znakomitych kandydatów jak Jerzy Buzek, Mirosława Nykiel czy Jan Olbrycht – ludzi Solidarności, działających w ówczesnej opozycji demokratycznej. Nie mam wątpliwości, że mój głos nie zostanie zmarnowany. Nie chcę jednak wykluczać kogokolwiek z życia publicznego tylko dlatego, że kiedyś miał inną legitymację partyjną. Co więcej, nasi wyborcy domagali się tego, aby wokół Platformy Obywatelskiej skupiła się cała proeuropejska część polskiej sceny politycznej. To się udało. Niewątpliwie wszystkie osoby, które znalazły się na naszych listach, mogą być świetnymi ambasadorami Polski w Unii Europejskiej.
Platforma nie skręca w lewo?
Platforma była i jest partią politycznego centrum. My w Koalicji Europejskiej traktujemy podmiotowo naszych partnerów. Jestem przekonany, że wyborcy to docenią. Każdy, kto chce silnej Polski w zjednoczonej Europie, nie wybaczyłby nam, gdyby jedyną przesłanką do zaniechania jednoczenia opozycji była taka czy inna przeszłość danej osoby. Nasi kandydaci to osoby wyznające europejskie wartości.
Jak dalej powinien wyglądać strajk ZNP?
Niewątpliwie decyzja ZNP musi być odpowiedzialna i nie budzić kontrowersji. Kluczową kwestią jest, aby nauczyciele utrzymali to duże poparcie społeczne, bo PiS gra na to, by zniechęcić rodziców i część opinii publicznej. PiS chce, by nauczyciele stali się kolejną stygmatyzowaną grupą. Wierzę, że nauczyciele podejmą odpowiedzialne i mądre decyzje. Bo tu chodzi o przyszłość polskiej edukacji i naszych dzieci.
Strajk w czasie egzaminów naprawdę był rozsądną decyzją?
Nie było innego wyjścia. ZNP próbował dogadać się z rządzącymi już od stycznia. Strajk był ostatecznością. Na szczęście dzięki odpowiedzialności samorządów i samych nauczycieli udało się przeprowadzić egzaminy gimnazjalne.
Egzaminy przeprowadzono prawie we wszystkich szkołach również dzięki działaniom rządu.
Jednak wielką porażką rządu jest to, że w ogóle doszło do strajku. Naprawdę nie musiało się to tak potoczyć, wystarczyłaby tylko odrobina dobrej woli ze strony PiS. Premier Morawiecki zdezerterował i nie brał udziału w rozmowach. Jest zatem ostatnią osobą, która mogłaby mówić o sukcesie. To wielka klęska. Sam za siebie mówi fakt, że po raz pierwszy od wielu lat doszło do tak zmasowanej akcji w polskim szkolnictwie.