Służbowo się pokłócił, podczas służbowej kolacyjki w domu kultury. Wiadomo, jak się pije z muzykiem, to tylko w domu kultury, a wtedy podpada to pod propagowanie kultury w ramach obowiązków służbowych. Kultury picia
Temperatura sporu między światem władzy a światem sztuki była na tyle wysoka, że musiała interweniować policja. Pana Juliusza to ograniczanie swobody wypowiedzi nieco zbulwersowało, więc powiedział mundurowym, co o nich sądzi, co on może i gdzie oni mogą mu skoczyć. Głusi na te rzeczowe argumenty policjanci pana wicestarostę osadzili w areszcie. Sąd, który sprawą się zajął, wyroku nie wydał natychmiast, bo pan Zielonka przyznał, że od kilku lat leczy się psychiatrycznie, więc trzeba mu zrobić badania.
I tu kończą się żarty, a zaczyna polityka, bo do sprawy wkroczył wojewódzki szef PO z Gdańska Jan Kozłowski. Wkroczył i oburzył się. Na to, że Zielonka pije? Gdzieżby tam! To może na to, że obraża? A skąd! Pewnie więc dotknęło go nadużywanie stanowiska? Wolne żarty. "Szkoda, że wcześniej nie wiedzieliśmy, że się leczył" - perrorował Kozłowski i oznajmił, że dla takich w jego partii nie ma miejsca.
Przecieram oczy ze zdumienia. Że pijak i awanturnik, to w porządku, swój chłop, ale że się leczy?! Tego pomorski dygnitarz darować nie może. Mógłbym panu Kozłowskiemu tłumaczyć, że choroba psychiczna to pojęcie tak szerokie jak somatyczna, a przecież między przeziębieniem i łupieżem a rakiem jest pewna różnica. Mógłbym apelować do jego wrażliwości (pan sobie, panie Janie, sprawdzi to pojęcie w słowniku), ale to wołanie na puszczy. Rozumiem też, że choroby i przypadłości polityków absorbują w PO nie tylko posła Palikota, ale to niebezpieczna zabawa. Możemy żądać, by jak w Ameryce jawny był nie tylko aktualny stan zdrowia, ale i historia choroby polityka. Tylko wtedy mogłoby się na przykład okazać, że kilku bardzo zasłużonych, wręcz pomnikowych polityków, leczyło się z depresji. I co, nieleczony niestety pan Kozłowski będzie sobie z nich jaja robił?
Nie bronię Zielonki. Zdumiewa tylko łatwość, z jaką cywilizowani wydawałoby się ludzie piętnują chorych psychicznie. No, chyba że pan Z. był niepoczytalny. Ale wtedy stanowczo się w takich Kartuzach marnował i nie wicestarostą, a co najmniej wicemarszałkiem Sejmu być powinien. Nie byłby pierwszy.