Polska powinna grać na szybkie przyjęcie Lizbony i wykorzystanie jej do wzmocnienia naszej pozycji w UE, a nie paktować z ostatnim hamulcowym integracji.

Reklama

Założenie jest teoretycznie słuszne – trzeba prowadzić grę tak długo, jak można w niej coś ugrać. W uprawianiu realnej polityki liczą się wszak tylko interesy. Gra jest już jednak skończona. Dogadywanie się z Klausem nie wzmacnia, ale osłabia polską siłę w UE. Czy po otrzymaniu stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego dla Jerzego Buzka możemy liczyć na prezydenta czy ministra spraw zagranicznych? Nie.

Jeśli chcemy, by jedno z tych stanowisk objął polityk podzielający naszą wizję Unii, powinniśmy zabiegać o poparcie silnych państw UE lub budować koalicję z częścią z nich. Tylko tak możemy spróbować przeforsować nasze kandydatury. Na pewno nie dogadując się z pariasem Unii.