"W niedzielę schodziłem z boiska po meczu. Wtedy podszedł do mnie pan Julke i powiedział, że w poniedziałek złoży doniesienie na prezydenta Sopotu. Mówił coś o zarzutach korupcyjnych. Przyjąłem to do wiadomości bez komentarza.

Reklama

Już w Warszawie poprosiłem ministrów CIchockiego i Ćwiąkalskiego, by sprawdzili, czy takie zawiadomienie wpłynęło do prokuratury. Kiedy okazało się, że tak, uznałem moją rolę w tej sprawie jako premiera za wypełnioną".

Tak Donald Tusk zapamiętał sytuację, którą żyją dziś politycy. Nie uważa, by wieczorem w niedzielę mógł coś z tą wiedzą zrobić. Poza tym nie do końca ta informacja była wiarygodna, bo nie była przekazana mu oficjalnie, a na boisku piłkarskim.

"Jeśli premier wiedział o korupcji, miał obowiązek poinformowania o przestępstwie prokuratury" - grzmiał wcześniej Zbigniew Ziobro. I zagroził, że jeśli premier sam tego nie wyjaśni, opozycja zrobi wszystko, by sprawą zajął się wymiar sprawiedliwości. "Czy pan Tusk tworzy polityczną ochronę dla korupcji?" - pytał dramatycznie były minister.

Reklama

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" napisała, że trójmiejski biznesmen Sławomir Julke opowiedział premierowi, o tym, że za pozwolenie na nadbudowę strychu kamienicy sopocki prezydent Jacek Karnowski domagał się dwóch mieszkań.

Julke miał nawet twierdzić, że nagrał rozmowę z Tuskiem, ale zapis jest nieczytelny. Jednak "Magazynie 24 Godziny" zdementował te informacje. "Nie nagrywałem rozmowy z premierem" - zapewnił biznesmen.

O prezydencie Sopotu biznesmen powiedział, że "udawał przyjaźń z nim". "Ja przyjaciół nie nagrywam. Karnowski udawał przyjaźń ze mną" - stwierdził Julke. Według niego, prezydent "zafałszował przyjaźń" z nim, by wydobyć informacje o planach inwestycyjnych biznesmena. Dodał, że właśnie gdy zorientował się, że tak jest, nagrał rozmowę z Karnowskim, która stała się podstawą jego zawiadomienia o przestępstwie.