JĘDRZEJ BIELECKI: Szef białoruskiego MSZ zaprosił na przełomowe spotkanie Radosława Sikorskiego do tego samego budynku, w którym pan podpisywał z Borysem Jelcynem i Leonidem Krawczukiem akt rozwiązania ZSRR. Reżim Łukaszenki ma chyba sentyment do tamtego wydarzenia?

STANISŁAW SZUSZKIEWICZ: Jestem zdziwiony, bo Łukaszenka nie cierpi tego miejsca. To jest taki niewielki, piętrowy budynek. Kiedy tam byłem ostatni raz kilka lat temu, okazało się, że z jego polecenia wszystko zostało przebudowane, żeby nie przypominało naszego historycznego spotkania. Na pierwsze piętro, gdzie rozmawialiśmy z Jelcynem i Krawczukiem, w ogóle nie mogłem wejść. Usłyszałem, że teraz jest tam apartament Łukaszenki. Przy każdej okazji powtarza on zresztą Rosjanom, że to, co wtedy tam podpisaliśmy, jest godne pożałowania.

Czy rzeczywiście to w Wiskuli zapadła decyzja o rozpadzie ZSRR, czy też to była tylko formalność?
Nie, kiedy zaprosiłem do Puszczy Białowieskiej Jelcyna i Krawczuka, wcale nie wiedzieliśmy, co zrobimy. Uświadomiliśmy sobie, że musimy rozstrzygnąć, jakiego rodzaju podmiotami w świetle prawa międzynarodowego są nasze państwa, gdy zaczęliśmy rozmawiać o warunkach dostawy ropy i gazu, oraz sposobie rozliczania. Pierwszym, który wtedy wpadł na pomysł uznania, że ZSRR powinien zostać w tej sytuacji rozwiązany, był Gienadij Burbulis, szef gabinetu politycznego Jelcyna. Ale dziś nie chce się do tego przyznać, bo w Rosji to rzecz wielce wstydliwa.

Jak zareagował na taki pomysł Jelcyn?
Prawie w ogóle się nie zastanawiał. Powiedział krótko: to dobra myśl, trzeba się pod tym podpisać. On wtedy miał na karku Gorbaczowa i zrozumiał, że to najlepszy sposób, aby się go pozbyć. Nad innym skutkami za bardzo się nie zastanawiał.

Może był pijany?
Ależ skąd, był absolutnie trzeźwy. W ogóle nie było tam pijaństwa. Dopiero potem ludzie zaczęli snuć takie podejrzenia. Zresztą nasze spotkanie było krótkie. Ja i Krawaczuk też od razu zgodziliśmy się z tą propozycję, bo zrozumieliśmy, że to pierwszy od setek lat moment, w którym jest szansa na wyrwanie naszych narodów Rosji. Więcej czasu zajęła nam tylko wątpliwość, że jest nas jedynie trzech i czy w związku z tym mamy prawo decydować sami o losach Związku Radzieckiego. Ale dziś uważam, że dobrze, że nie dojechał do nas Nursułtan Nazarbajew (późniejszy prezydent Kazachstanu). On potem wielokrotnie powtarzał, że gdyby tam był, przekonałby Jelcyna, aby zachować Związek Radziecki.

Radosław Sikorski chce teraz w tym samym miejscu zaproponować władzom Białorusi normalizację stosunków z Zachodem w zamian za liberalizację reżimu. To dobra strategia?
Jestem w 100 procentach przekonany, że na Białorusi nie będzie żadnej demokratyzacji. Ludzie, którzy zostali osadzeni w więzieniach, niczego przecież nie zrobili. Za ich uwolnieniem nie pójdą żadne dalsze reformy. Ja sam biorę udział w wyborach. I czy wie pan, że nie mogę nawet spotkać się na podwórku ze swoimi wyborcami, jeśli dwa tygodnie wcześniej nie dostanę na to pozwolenia? Boję się, że amerykanizacja pomysłów ministra Sikorskiego poszła tak daleko, że stracił on kontakt z rzeczywistością krajów byłego ZSRR.

Może warto pójść na kompromis z reżimem Łukaszenki, by wyrwać Białoruś z wpływów Rosji?
Gruzję też Zachód wyrywał i dziś jest tam gorzej, niż było. Zachód przyjmuje pewne schematy, nie myśli. Tak jak w Iraku stosuje wobec Białorusi pewne szablony. A tu trzeba ruszyć głową. Tylko ja głów nie widzę.

Reklama

p

Stanisław Szuszkiewicz, były przewodniczący Rady Najwyższej, pierwszy przywódca niepodległej Białorusi