"Matkę ma się jedną, partię nie" - powiedział Mojzesowicz, który szefuje PiS w regionie kujawsko-pomorskim. Czy to zapowiedź odejścia z partii? Z naszych informacji wynika, że bydgoscy działacze mają go namawiać, by jednak poskromił emocje. "Mamy się spotkać we wtorek po świętach i jeszcze nad tymi listami popracować" - zapewnia poseł Tomasz Latos. A Mojzesowicz twardo zapowiada: "Jest jeszcze czas, listy można zmienić, ale jeśli nie, to nie będę miał innego wyjścia".

Reklama

>>> W PiS wrze. Bydgoszcz podnosi głowę

Jeden z członków władz PiS zapewnia, że to tylko teatr i żadnego zagrożenia rozłamem nie ma. "Choć faktycznie Wojtek został nieładnie potraktowany" - przyznaje nasz rozmówca. Nastroje tonuje Zbigniew Ziobro. W TVN 24 mówił, że ma nadzieję, iż święta skłonią wszystkich do refleksji. "Wszyscy możemy to jeszcze raz przemyśleć i znaleźć kompromis" - uspokajał Ziobro, który sam jednak już dawno zagwarantował sobie "jedynkę" w Krakowie.

O ile można sobie jeszcze wyobrazić nawet daleko idące korekty listy bydgoskiej, o tyle sprawa Marcina Libickiego w okręgu Wielkopolska jest już w PiS zamknięta. Obecnego europosła odsunięto od kandydowania w związku z jego przeszłością lustracyjną. "Poza niezbitymi dowodami na jego współpracę była też kwestia polityczna" - przyznaje członek komitetu politycznego PiS. I dodaje: "W tej kampanii temat IPN znów jest nadzwyczaj gorący, a jak atakować Wałęsę, mając na listach Libickiego i go broniąc?"

W partii jednak narasta sprzeciw wobec tej decyzji. Już w czwartek skrytykował ją poseł Paweł Poncyljusz. Stwierdził, że nikt bardziej niż Libicki nie zasługiwał na miejsce na liście. Swoją cegiełkę dołożył też związany z Radiem Maryja "Nasz Dziennik". Skrytykował tę decyzję jako krótkowzroczną i stawiającą pod znakiem zapytania tworzenie prawicowo-konserwatywnego skrzydła wewnątrz PiS. Libicki, były członek ZChN, uchodził bowiem za ważną postać narodowego skrzydła partii.

Czym ta cała awantura może się skończyć dla partii? "Układanie list wyborczych zawsze rodzi pewne napięcia" - tonuje nastroje poseł Paweł Kowal. Zdaniem jednego z członków władz PiS ostatnie wydarzenia obciążają Jarosława Kaczyńskiego i wyznawaną przez niego zasadę "dziel i rządź". "Przecież Czarnecki dostał miejsce w Bydgoszczy tylko dlatego, że prezes bał się umieścić go na <dwójce> we Wrocławiu, bo to zrodziłoby znów oskarżenia o uleganie podszeptom spin doktorów" - kręci głową ważny polityk PiS. Jego zdaniem Czarneckiemu najbardziej zależało właśnie na starcie z "dwójki" we Wrocławiu, zza pleców mało tam popularnego prof. Ryszarda Legutki.

>>> Awantury w PiS tuż przed wyborami

Nawet najwięksi krytycy obecnej sytuacji w partii nie wierzą jednak, że Mojzesowicz zrealizuje swoje deklaracje o odejściu, a konserwatywni posłowie będą szukać szczęścia poza PiS. "Nie ukrywam, że dostałem SMS-y od kilku posłów, którzy mówią, że będą następni" - ostrzega syn Marcina Libickiego Jan Filip Libicki, który w geście solidarności z ojcem w czwartek odszedł z PiS. "Pogłoski o przekraczaniu masy krytycznej i śmierci PiS są mocno przesadzone" - śmieje się jeden z posłów PiS.