Informacja, że dotychczasowy inwestor, katarski fundusz Stichting Particulier Greenrights nie zapłacił 381 mln zł za przedsiębiorstwa, wywołała w Szczecinie i Gdyni zamieszanie.Ostateczny termin zapłaty minął w poniedziałek o północy. I choć minister Aleksander Grad od razu przedstawił nowego potencjalnego kupca, nie poprawiło to atmosfery w stoczniach.
>>>Stocznie kupią Katarczycy.. ale inni
Należący do katarskiego rządu Quatar Investment Authority wciąż nie zdeklarował się, czy kupi stocznie. Ma na to czas do końca miesiąca.
>>>"Nie chcemy dymisji Grada, ale głowy Tuska"
Związkowcy protestują. Najpierw "Solidarność" wysłała list do premiera z żądaniem spotkania. Dziś to samo zrobiły pozostałe stoczniowe związki. "Zastanawiamy się, czy taki obrót spraw nie jest zamierzony. Być może komuś chodziło o to, by w ten sposób wyeliminować polskie stocznie z rynku" - zastanawia się Jan Guz, szef OPZZ. Domaga się ujawnienia kontraktu z Katarczykami. I już teraz rozważa wspólną akcję protestacyjną pracowników z prywatyzowanych branż: KGHM, energetyki, kolei i lotniczej. "Za dużo przy nich nieporozumień" - mówi Guz.
Dlaczego stoczniowcy są złej myśli? "Minister Grad wyjął tego inwestora jak królika z kapelusza. Nic tak naprawdę o nim nie wiemy. To, że katarska agencja rządowa kupuje polskie stocznie, wydaje nam się dziwne" - mówi Jan Gumiński, przewodniczący OPZZ Stoczni Gdynia.
czytaj dalej
Pracownicy ze Szczecina i Gdyni obawiają się o swoją przyszłość. Od maja są na płatnych zwolnieniach (dostają 2,5 tys. zł brutto). "Obiecywano nam, że już od sierpnia nowy właściciel zacznie rozkręcać produkcję i zacznie nabór" - przypomina Gumiński. Jak podkreśla, stoczniowcy będą dostawać pieniądze tylko do końca listopada. "Chcemy wiedzieć, co premier teraz planuje. Czy zamierza nas sprzedać, czy likwidować" - mówi.
Jednak Polacy, inaczej niż stoczniowcy, wierzą ministrowi Gradowi. Z sondażu Homo Homini na zlecenie DZIENNIKA i Polsat News wynika, że 66,7 proc. badanych twierdzi, iż przedsiębiorstwa mają szanse przetrwać. 25,3 proc uważa, że już nic ich nie uratuje. Jacek Socha, niezależny ekspert, były minister skarbu w rządzie SLD, uważa, że zakłady wciąż mają szansę."Przedstawiają rynkową wartość i mogą znaleźć inwestora. Choć na pewno lepiej by się stało, gdyby cztery lata temu sprzedane zostały wszystkie jako całość" - dodaje.
Jednak on także nie jest pewien, czy ostatnia misja ministra Grada się powiedzie. Jeśli do 31 sierpnia stocznie nie zostaną sprzedane, dzień później rząd wystąpi do Komisji Europejskiej o dodatkowy czas na kolejny przetarg. Jeżeli Komisja się nie zgodzi, stocznie upadną. Co stanie się z pracownikami? Roma Sarzyńska-Przeciechowska, rzecznik Agencji Rozwoju Przemysłu odpowiadającej za sprzedaż stoczni, nie pozostawia żadnych wątpliwości. "Nie było żadnych deklaracji, że ponownie znajdą zatrudnienie w tych firmach. Premier powtórzył tylko to, co mówił inwestor" - mówi Sarzyńska.