Nie kazałem ich wyrzucać, mówiłem tylko, żeby zajęli miejsce właściwe do swojej proporcji. Zrobiłem to celowo, by wykazać jak mniejszość próbuje dominować nad większością - przekonywał były prezydent w Radiu ZET.
Chodzi o wypowiedź Lecha Wałęsy, w której wskazał, że w polskim Sejmie homoseksualiści powinni siedzieć w ostatniej ławie sali plenarnej, a nie gdzieś na przodzie. A nawet jeszcze za murem - przekonywał.
Oni muszą wiedzieć, że są mniejszością i muszą się do mniejszych rzeczy przystosować. A nie wchodzić na największe szczyty, na największe godziny, największe prowokacje, żeby psuć tych innych albo wybierać z tej większości - podkreślał.
Lech Wałęsa tłumaczył przy tym, że zrobił to celowo, bo - jego zdaniem - temat związków partnerskich trzeba jak najszybciej uregulować. Przyznał jednak, że mówiąc o ostatnich ławach sejmowych dla homoseksualistów i lesbijek, posłużył się przenośnią i że chodziło mu o mniejszość w parlamencie.
Jednocześnie były prezydent zadeklarował, że nie boi się, jeśli sprawą zajmie się prokuratura, a spotkania z posłem Robertem Biedroniem nie planuje. Poseł Ruchu Palikota już po wypowiedzi Wałęsy, zaapelował o rozmowę, bo jak wykazywał nie zasługuje na to, żeby siedzieć za jakimkolwiek murem lub w ostatnim rzędzie. I mam nadzieję, że tego panu dowiodę - mówił.