W punkcie pierwszym Marysia Sokołowska pisze: Pan Premier odebrał mi perspektywy:

Tysiące wykształconych, młodych osób, po latach studiowania nie potrafią znaleźć dla siebie miejsca na polskim rynku pracy. Nie mogą przebić się przez sieć układów i znajomości, skazani są na pracę za grosze. To prowadzi do emigracji zarobkowej, ucieczki z Polski.

Następnie dziewczyna wyjaśnia, że jej zdaniem Pan Premier nie szanuje Polski, przypominając wypowiedź obecnego premiera sprzed 27 lat.

Mam tu konkretnie na myśli to, co ukazało się na przykład w 1987 roku na łamach magazynu "Znak". Wówczas Donald Tusk argumentował, że "Polskość to nienormalność". Że Polska - mówiąc w skrócie - to pewne urojenie.

Reklama

Marysia Sokołowska zwraca również uwagę na zadłużenie kraju i widmo katastrofy demograficznej, które wisi nad Polską. W punkcie trzecim manifestu oburza się na bezprecedensowy skok na pieniądze z Funduszu Rezerwy Demograficznej. Odkładane wcześniej środki posłużyły do łatania dziury budżetowej - wyjaśnia licealistka. W punkcie czwartym podkreśla, że mamy najmniejszą dzietność spośród wszystkich krajów UE oraz że rząd nie potrafi przygotować spójnej polityki prorodzinnej.

Punkt piąty to zarzut pod adresem Donalda Tuska, że pozwala na propagowanie ideologii gender, a szósty - że pod rządami Pana Premiera nie czuje się bezpiecznie.

Najwięcej Marysia Sokołowska poświęca miejsca na wytłumaczenie, jak Pan Premier wspiera zakłamywanie historii. Wyrzuca Tuskowi, że brał udział w obaleniu rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku, że przyłożył rękę do zapewnienia w ten sposób bezkarności agentów służb komunistycznych. Oburza się, że generał Wojciech Jaruzelski został pochowany z honorami, podczas gdy jej ojciec musiał czekać 10 lat w "wolnej" Polsce na zatarcie wyroku skazującego go na więzienie, chociaż dostał go za wierną służbę ojczyźnie. Nie chciał złożyć przysięgi wojskowej na wierność armii broniącej władzy ludowej w przymierzu z ZSRR - pisze licealistka z Gorzowa Wielkopolskiego i przechodzi do kolejnego punktu pod tytułem: Pan Premier nie chce wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.

Na miano zdrady narodowej zasługuje dobrowolne oddanie w ręce Rosjan badania katastrofy smoleńskiej, w której tragicznie zginęli Nasz Prezydent Lech Kaczyński oraz elita polityczna Polski. Pan Premier pozwolił na to, by wersja rosyjskiego MAK stała się wersją obowiązującą w świecie, bo wolał wówczas jeździć na nartach, niż błyskawicznie sprostować kłamstwa gen. Anodiny - tłumaczy Marysia Sokołowska.

Reklama

W punkcie dziewiątym, jako jeden z dowodów na zdradę, 17-latka podaje, że Pan Premier udaremnił potrzebne odwierty. Nie pisze tego wprost, ale łatwo się zorientować, że chodzi o sprawę odwiertów w poszukiwaniu gorących źródeł, na jakie próbował uzyskać zgodę ojciec Tadeusz Rydzyk:

Czy polski patriota mógłby świadomie torpedować realizację odwiertów geotermalnych w Toruniu? Miały one przecież służyć Polsce. W tym studentom WSKSiM, by mogli mieszkać w ogrzewanych akademikach.

Argument ostatni, przemawiający za dopuszczeniem się zdrady, to to, że kultura osobista Pana Premiera pozostawia wiele do życzenia. - Panu Premierowi łatwo przychodzi szydzenie ze słabszych i wyśmiewanie ich. Pamiętam, jak wyśmiał publicznie starsze panie z Rodziny Radia Maryja - tłumaczy zbuntowana licealistka na łamach tygodnika "wSieci".