Tuż po godzinie trzeciej nad ranem policjanci interweniowali pod centrum handlowym Millenium Hall. Awanturował się tam jakiś mężczyzna. Kiedy wyjaśniali sprawę, do akcji wkroczył kolejny, nie słuchając poleceń policjantów i głośno krzycząc. - Nagle ów mężczyzna podszedł do jednego z mundurowych i popchnął go rękoma. Był wyraźnie pod wpływem alkoholu. Cały czas agresywny, ubliżał policjantom, groził im, nie reagował na polecenia funkcjonariuszy - wyjaśnia w rozmowie z serwisem Fakt24 komisarz Marta Tabasz-Rygiel z podkarpackiej policji. Według relacji funkcjonariuszki, krzyczał, że zna Jana Burego, posła Polskiego Stronnictwa Ludowego. Na policjantach nie zrobiło to większego wrażenia, obezwładnili awanturującego się mężczyznę i zawieźli do izby wytrzeźwień.
Tam, kiedy zgodnie z obowiązującymi procedurami mężczyzna został rozebrany, znaleziono przy nim dokumenty potwierdzające, iż jest on parlamentarzystą PSL i nazywa się Dariusz Dziadzio. Sprawa zrobiła się poważna, więc policjanci zadzwonili do komendanta podkarpackiej policji. Nadinspektor Zdzisław Stopczyk uznał, że posła nie należy przetrzymywać w izbie wytrzeźwień, gdyż naruszałoby to immunitet parlamentarzysty. Poseł trafił więc do domu - podaje Fakt24.
Dariusz Dziadzio zapamiętał niedzielną awanturę jednak trochę inaczej. W rozmowie z Radiem Rzeszów stwierdził, iż nie został ani zatrzymany, ani przewieziony do izby wytrzeźwień. Jednak już poza studiem - jak relacjonuje Informacyjna Agencja Radiowa - poseł PSL stwierdził, że to jego sprawa, co robi w prywatnym czasie. Dodał, że nie rozumie, dlaczego dziennikarze urządzają nagonkę na niego w czasie kampanii wyborczej.
Na tym jednak nie koniec, bo Fakt24 podaje więcej szczegółów z nocnych przygód parlamentarzysty ludowców. Według tych doniesień, tego samego wieczora, kiedy miał zostać zatrzymany przez policję, poseł Dziadzio pobił się z ochroną klubu w centrum Millenium Hall. Poszło o rzekomo skradzioną kurtkę z szatni. Tymczasem, jak się okazało, kurtka cały czas wisiała na wieszaku.
Po południu poseł Dariusz Dziadzio wydał oświadczenie, w którym wyraził skruchę za zdarzenie, jakiego stał się bohaterem, ale zaznaczył również, że swoim zachowaniem nie złamał prawa:
W odpowiedzi na publikacje prasowe dotyczące incydentu z moim udziałem chciałbym zaznaczyć, że wieczorem z 25 na 26 września (chodziło o wydarzenia z nocy 26 na 27 września - przyp. red.) byłem na prywatnym spotkaniu, nie prowadziłem samochodu, a swoim zachowaniem w żaden sposób nie złamałem prawa. Nie tłumaczę się słabym dniem, pustym żołądkiem, czy słynną chorobą filipińską. Jestem zdania, że poseł to nie święta krowa, ale to też człowiek. Jednocześnie zaznaczam, że nie wnoszę żadnych zarzutów do działań policji, która wykonywała swoje obowiązki. Jeśli ktokolwiek poczuł się zgorszony tym zdarzeniem, serdecznie przepraszam.
Dariusz Dziadzio startuje do Sejmu z trzeciego miejsca rzeszowskiej listy kandydatów PSL.