Regionalny sąd koleżeński mazowieckiej PO obradował we wtorek. Rozpatrywał wniosek o wykluczenie Kozłowskiego, który złożyli członkowie władz stołecznej PO - jej sekretarz Jarosław Szostakowski oraz wiceprzewodnicząca Aleksandra Gajewska.

Reklama

Szostakowski powiedział PAP, że zwrócił się do sądu koleżeńskiego o usunięcie byłego wojewody z partii po jego wpisach na Facebooku, w których oskarżał kierownictwo warszawskiej Platformy o "ustawienie" wyników grudniowych wyborów wewnętrznych w Warszawie.

2 grudnia stołeczni działacze PO wybierali w wyborach bezpośrednich m.in. przewodniczącego swej struktury, członków jej rady oraz delegatów, którzy - zgodnie ze statutem PO - weszli później w skład zarówno rady warszawskiej, jak i mazowieckiej PO. Były wojewoda złożył kilka dni później protest wyborczy dotyczący wyników głosowania w sprawie składu rady stołecznej PO i delegatów.

Regionalna komisja wyborcza stwierdziła, że wybory były przeprowadzone poprawnie, jednak Jacek Kozłowski podtrzymał publicznie swoje stanowisko, pisząc o tym na Facebooku. Jego wpisy były później wykorzystywane do ataków na Platformę przez nieprzychylne jej media. W związku z tym zdecydowaliśmy się, wraz z przewodniczącą Gajewską, na złożenie wniosku o jego wykluczenie - powiedział Szostakowski.

Według niego Kozłowski podtrzymał podczas wtorkowej rozprawy przed sądem koleżeńskim swoje grudniowe stanowisko. Dlatego sąd postanowił o wykluczeniu go z partii - powiedział sekretarz stołecznej Platformy.

Jako świadek w posiedzeniu sądu uczestniczył były wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz, którego we wrześniu 2016 r. prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz odwołała ze stanowiska w związku z tzw. aferą reprywatyzacyjną. Samorządowiec nazwał wtorkową rozprawę "żałosną postPZPRowską farsą". "Oczywiście przed chwilą wyrzucili kompetentnego, uczciwego człowieka, bo miał odwagę mówić prawdę. Quo vadis PO..." - napisał Wojciechowicz na Twitterze.

Jacek Kozłowski nie chciał komentować wtorkowej decyzji sądu koleżeńskiego. Wszystko, co mam w tej sprawie do powiedzenia, napisałem na Facebooku. Do widzenia - powiedział Kozłowski PAP w rozmowie telefonicznej. Od uczestników rozprawy PAP usłyszała w środę, że były wojewoda zapowiedział odwołanie do sądu wyższej partyjnej instancji.

Reklama

7 grudnia, po odrzuceniu przez regionalną komisję wyborczą jego protestu wyborczego, Kozłowski podtrzymał opinię o nieprawidłowościach w głosowaniu na członków stołecznej rady PO i delegatów.

"Dlaczego złożyłem protest po wyborach w warszawskiej Platformie? Bo prawdopodobieństwo, żeby wygrało równocześnie pierwszych 28 kandydatów z jednej karty wyborczej i pierwszych 60 z drugiej, jest mniejsze niż prawdopodobieństwo 138 wygranych pod rząd w kasynie przez Pawła Piskorskiego" - napisał Kozłowski.

"Wierzę w Platformę Obywatelską jako podstawową siłę opozycji, która zatrzyma dyktaturę PiS i wiem, że jest do tego zdolna pod warunkiem, że będzie serio traktowała to co głosi, zaczynając od celów i zasad zapisanych w statucie. (...) W ostatnich dniach w ogromnej większości kół i organizacji Platformy odbyły się realne wybory, poprzedzone debatą między kandydatami i ten wielki wysiłek w dążeniu do pokazania, że mamy prawdziwą wewnętrzną demokrację zasługuje na szacunek, a nie na podważenie przez nieuczciwą ustawkę" - podkreślił b. wojewoda mazowiecki.

W uzasadnieniu swego protestu wyborczego napisał m.in., że "zbieżność ogłoszonych w dniu 4.12.2017 wyników wyborów dotyczących delegatów i Rady Powiatu z kolejnością kandydatów na kartach do głosowania wskazuje, że listy osób, które miały zostać delegatami i członkami Rady Powiatu ustalono przed rozpoczęciem głosowania, a nawet jeszcze przed rozpoczęciem przyjmowania zgłoszeń kandydatów przez Powiatową Komisję Wyborczą". "Zbieżność tę pogłębia nagła, skokowa liczba otrzymanych głosów pomiędzy pozycją ostatnią „biorącą” na karcie do głosowania i pozycjami wcześniejszymi, a pierwszą +niebiorącą+ i następnymi na obu listach" - dowodził Kozłowski.