Mam nadzieję, że dostrzegają państwo, że to jest prawdziwa afera KNF – tymi słowami prokurator krajowy Bogdan Święczkowski odniósł się do zatrzymania i przewiezienia do szczecińskich śledczych byłego szefa nadzoru Andrzeja Jakubiaka (w latach 2011–2016), jego zastępcy odpowiadającego za pion bankowy Wojciecha Kwaśniaka oraz pięciu innych urzędników komisji.
Aluzja do sprawy Marka Chrzanowskiego, również byłego szefa nadzoru z nominacji PiS, który kilka dni temu usłyszał zarzuty i trafił do aresztu na dwa miesiące, jest wyraźna. Jeszcze nie umilkły echa jego rozmowy z miliarderem Leszkiem Czarneckim, w której sugerował mu zatrudnienie znajomego prawnika w jednym z banków, a śledczy ruszyli po jego poprzedników z nadzoru.
W piątek usłyszeli zarzuty dotyczące niedopełnienia ciążących na nich obowiązków. Przestępstwo według prokuratury polegało na tym, że urzędnicy nie zakończyli prowadzonego postępowania administracyjnego ustanowieniem zarządcy komisarycznego w SKOK Wołomin do dnia 22 października 2013 r. Podejrzani odpowiednie działania mieli podjąć z blisko rocznym opóźnieniem, więc zdaniem śledczych działali na szkodę interesu publicznego, dopuszczając do powstania szkody w kwocie ponad 1,5 mld zł oraz na szkody interesu prywatnego w wysokości ponad 58 mln zł. Cała siódemka została zatrzymana w tym samym momencie przez funkcjonariuszy CBA, aby nie mogli ustalać wersji wydarzeń. Tyle że śledztwo w tej sprawie trwa już ponad dwa lata. Prokurator nie wnioskował o areszt dla żadnej z tych osób. Nikt nie przyznaje się do zarzucanych czynów.
Dwóch na trzech
Po zarzutach dla Jakubiaka i podległych mu urzędników mamy sytuację, w której dwóch z trzech byłych przewodniczących KNF ma dzisiaj status podejrzanych.
– Trudno uwierzyć w takie zarzuty dla Wojciecha Kwaśniaka, który został ciężko pobity na zlecenie osób ze SKOK Wołomin. Sposób i termin zatrzymania są druzgoczące dla reputacji nadzoru. Dzisiaj każdy urzędnik zastanowi się dwa razy, a może nawet odmówi podpisania jakiegokolwiek dokumentu czy wydania decyzji. Trudno będzie też ściągnąć do urzędu czy utrzymać w nim wartościowych pracowników – mówi osoba z otoczenia szefa rządu i dodaje, że nie rozstrzyga o winie, ale sposób prowadzenia sprawy mocno uderza w reputację KNF, którą nadszarpnęła już sprawa z Chrzanowskim.
Najwięcej emocji u polityków i komentatorów budzą zarzuty postawione właśnie Kwaśniakowi, który nadzorował banki w Polsce przez ponad 15 lat. Najpierw jako główny inspektor nadzoru bankowego, a później wiceprzewodniczący KNF. Na stanowisku został nawet kilka miesięcy po tym, kiedy PiS nominował Chrzanowskiego. Działo się to wówczas, gdy w większości urzędów i ministerstw kadrowa miotła wyczyściła niemal całe kierownictwa tych instytucji. Kwaśniak został w kwietniu 2014 r. bardzo ciężko pobity pałką teleskopową przed swoim domem. Sprawę obszernie relacjonował wówczas „Puls Biznesu”.
Dobrze by było zabrać mu na parę miesięcy zdrowie, spacyfikować, bo bardzo nam szkodzi – tak o Wojciechu Kwaśniaku na początku 2014 r. miał mówić Piotr P. (były oficer WSI i, zdaniem śledczych, główny pomysłodawca przekrętów w SKOK Wołomin) do Krzysztofa A., pseudonim Brzydki Krzysiek. Ten do realizacji zlecenia na wiceszefa KNF wynajął Krzysztofa A., pseudonim Twardy, który m.in. za napady i handel narkotykami spędził w więzieniu wiele lat.
Został mi postawiony zarzut, że działałem w zamiarze przysporzenia korzyści majątkowej oprawcom ze SKOK Wołomin oraz przestępcom wyłudzającym z tej Kasy ogromne kwoty. Oznacza to, że miałem współdziałać z osobami, które zdecydowały się zlecić dokonanie na mnie zabójstwa – wyłącznie z tego powodu, że przyczyniłem się do ujawnienia ich przestępczego procederu” – napisał Kwaśniak w oświadczeniu opublikowanym po opuszczeniu prokuratury.
Prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro komentował sprawę w sobotę wieczorem. Stwierdził, że „być może Wojciech Kwaśniak został zaatakowany dlatego, że KNF przez lata rozzuchwalała przestępców. Jego słowa odbiły się szerokim echem i wywołały falę oburzenia nie tylko po stronie opozycji, lecz także wśród komentatorów i ekspertów.
Zdaniem śledczych w sprawie wołomińskiej kasy urzędnicy działali opieszale, a m.in. Bankowy Funduszu Gwarancyjnych miał zostać narażony na szkodę majątkową. Łącznie bowiem do ponad 45 tys. członków tego SKOK trafiło ok. 2,2 mld zł z BFG, które gwarantuje depozyty do 100 tys. euro.
– Prokuratura przesłuchiwała w tej sprawie świadków już półtora roku temu. Pytano wówczas o to, dlaczego w takim, a nie innym tempie podejmowano działania w urzędzie, dlaczego nie pracowano szybciej. Świadkowie tłumaczyli, że z ekspertyz prawnych KNF wynikało, że wszystkie działania muszą być podejmowane w zgodzie z kodeksem postępowania administracyjnego, a ten nie pozwala na przyspieszenie pewnych procesów – mówi nam osoba znająca szczegóły śledztwa.
Zanim KNF objął jesienią 2012 r. nadzorem sektor SKOK, pieczę nad nimi sprawowała Kasa Krajowa (KK), którą przez dwie dekady kierował obecny senator PiS Grzegorz Bierecki (do października 2012 r.). Z ustaleń śledczych wynika, że do nieprawidłowości w SKOK Wołomin, który był drugą co do wielkości kasą w Polsce, dochodziło także wtedy, gdy ta była właśnie pod nadzorem KK.
Politycy i bankowcy komentują
W sprawie zarzutów dla urzędników KNF głos zabrał Związek Banków Polskich, który jest gotów poręczyć za podejrzanych. Za Jakubiakiem i Kwaśniakiem wstawili się także byli prezesi Narodowego Banku Polskiego Hanna Gronkiewicz-Waltz, Leszek Balcerowicz i Marek Belka. Ich zdaniem działania prokuratury to „rażące naruszenie elementarnej sprawiedliwości”.
Byli szefowie banku centralnego zwracają również uwagę na kontrast pomiędzy działaniami śledczych wobec urzędników KNF a biernością wobec osób, które nadzorowały SKOK-i wcześniej, czyli Kasy Krajowej.
– Aby przykryć aferę Chrzanowskiego, zaczęto aresztować ludzi z nadzoru, w tym Kwaśniaka, którego bandyci niemal nie zatłukli – mówi politolog prof. Antoni Dudek. Jeszcze niedawno część opozycji w kontekście afery KNF przywoływała aferę Rywina i nawet w samym PiS trwały rozważania, ile partia straci w sondażach po ujawnieniu rozmowy Chrzanowski – Czarnecki. Politycznie zatrzymania osób w związku ze sprawą SKOK Wołomin mogą wywrzeć większy efekt niż dymisja, a potem zatrzymania byłego szefa KNF z nadania PiS.
Część polityków prawicy, z którymi rozmawialiśmy, niechętnie komentuje zatrzymania w sprawie nadzoru nad SKOK Wołomin, zasłaniając się małą znajomością sprawy. Jedna z osób związanych z PiS postępowanie prokuratury w tej sprawie interpretuje w kategoriach politycznych. – To odwet. Trudno uwierzyć w taką koincydencję. Przyspieszyły prace nad SKOK Wołomin, by odgryźć się za Czarneckiego i pokazać, że tamci byli jeszcze gorsi – twierdzi nasz rozmówca. W identyczny sposób interpretuje sytuację rozmówca z Platformy. – PiS chce upiec dwie pieczenia na jednym ogniu. Odwrócić kota ogonem i powiedzieć, że w aferze KNF nie chodzi o propozycję korupcyjną, o czym słyszymy w mediach. Chcą wmówić „ciemnemu ludowi”, że to wina Tuska – mówi posłanka PO Izabela Leszczyna.
– PiS wkroczył naprawdę na wojenną ścieżkę. Jeśli się zamyka ludzi opozycji, trzeba się liczyć z tym, że w przyszłości także trafi się do więzienia – podkreśla Antoni Dudek. ©℗
Miliony zysku, miliardy odpisów
SKOK Wołomin od prawie czterech lat jest w stanie likwidacji. Ten proces jak dotąd się nie zakończył. Ostatnie dane na temat sytuacji znajdującego się w upadłości podmiotu dotyczą 2017 r. Wołomin osiągnął wówczas… 11,3 mln zł zysku netto (rok wcześniej zarobił 17,9 mln zł).
Po stronie przychodów wykazuje głównie te pochodzące z odsetek. W ostatnich dwóch latach były to kwoty rzędu ćwierć miliarda złotych. Do dziś stawiałoby to tę kasę wśród największych w sektorze. W ubiegłym roku większe przychody z odsetek odnotował prawdopodobnie tylko jeden działający SKOK – im. Franciszka Stefczyka z Gdyni. Niemal w całości te przychody (głównie o charakterze księgowym) są przeznaczane na odpisy aktualizujące wartość aktywów. W 2017 r. ta pozycja miała wartość niemal 230 mln zł. Koszty działania kasy w ostatnich dwóch latach wynosiły 12–13 mln zł rocznie. Z tego na wynagrodzenia w ub.r. poszło niecałe 2,9 mln zł.
Odpisy nie powinny dziwić. To właśnie wyłudzane pożyczki stały się powodem niewypłacalności kasy. Ich wartość brutto w końcu minionego roku wynosiła 3,44 mld zł. Niemal w całości była pokryta rezerwami. Netto kredyty i pożyczki w bilansie to 9,3 mln zł. Odpisy muszą znaleźć odbicie również po drugiej stronie bilansu kasy. Fundusz udziałowy w końcu 2017 r. wynosił minus 2,17 mld zł. W grudniu ub.r. SKOK Wołomin miał 178,3 mln zł ulokowane w bankach: Alior, BGŻ BNP Paribas i Getin Noble. ©℗