"Wolę wygrać wybory, zabrać im zabawki, bo źle się bawią, a potem powiedzieć: chcecie coś pozytywnego zrobić - zrobię to chętnie i z jednym, i z drugim. W poniedziałek w Polsce zaapeluję do jednych i drugich, żeby coś razem zrobić" - powiedział Tusk polskim emigrantom na spotkaniu w Dublinie.
Po wygranych przez PO wyborach gotów jestem podpisać umowę koalicyjną i z Jarosławem Kaczyńskim, i z Aleksandrem Kwaśniewskim - przyznał lider Platformy, wzbudzając tą wypowiedzią spore zainteresowanie na sali. Ale jak dodał, na razie ciężko pracuje, by po wyborach powstała koalicja PO-PSL. Nie ukrywał też, że marzy mu się wspólny rząd PO-PiS-LiD-PSL.
Tusk zarzekał się także, że nie czuje urazy do PiS za ataki w kampanii wyborczej. "Ja im nawet zapomnę dziadka z Wehrmachtu i jestem gotów gadać z jedymi i drugimi" - przekonywał.
"Stadiony nie mają koloru partyjnego. Autostrady nie muszą być lewicowe czy prawicowe" - mówił lider Platformy.
Dlaczego w takim razie PO nie potrafiła dogadać się z PiS po wyborach 2005 roku? Wszystko przez różnice w podejściu do państwa i gospodarki - twierdzi Tusk.
"Prawo i Sprawiedliwość zapisało w projekcie konstytucji, że chce <przywrócić kontrolę państwową nad wszystkimi obszarami życia publicznego>. Z naszego punktu widzenia jest zupełnie odwrotnie" - tłumaczył Polakom w Dublinie szef Platformy.