Co do Lecha Kaczyńskiego, powstrzymam się od jakichkolwiek ocen, bo jako państwowiec mam zwyczaj nie komentować zachowań urzędującego prezydenta. Zresztą - jak dowiedziałem się jakiś czas temu z gazet - nie jestem już znajomym pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z kolei znajomym premiera Jarosława Kaczyńskiego nie byłem nigdy. W całym moim długim życiu nie rozmawiałem z nim w sumie nawet pół godziny, więc jego mentalności nie znam i co więcej, wcale znać nie chcę. Nie mogę więc w żaden sposób domyślać się, czym Radek Sikorski tak się obu panom naraził, że od kilku dni w kolejnych swoich wypowiedziach obaj sugerują, że jest on człowiekiem zupełnie nieodpowiednim do piastowania funkcji rządowych.

Reklama

Radka Sikorskiego znam nieźle od czasu, kiedy był w latach 2000 - 2001 moim bezpośrednim podwładnym w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, którym ja wówczas kierowałem. I ani wówczas, ani później nikt nie sygnalizował mi, że Sikorski ma w swoim życiorysie momenty, które go dyskwalifikują jako ministra czy wiceministra. Jeśli rzeczywiście były w tej sprawie jakiekolwiek dowody albo informacje mogące nasuwać takie przypuszczenie, to powinny były zostać wyjaśnione najpóźniej wtedy, kiedy Radek Sikorski został szefem MON najpierw w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego.

Byłoby też wielkim skandalem, gdyby nagle okazało się, że jakieś ciemne sprawki w życiu mojego wiceministra rzeczywiście miały miejsce, a ja jako szef dyplomacji nic o nich nie wiedziałem. Jeżeli - jak sugerują bracia Kaczyńscy - rzeczywiście istnieją tak zwane papiery czy haki na pana Sikorskiego, to przecież powinienem był obowiązkowo zostać z nimi zapoznany przez ówczesnych szefów służb specjalnych. Tymczasem nigdy nic takiego do mnie nie dotarło. O żadnych nieprawidłowościach nie wiedział też zapewne ani premier Jerzy Buzek, gdy miał w swoim gabinecie Radosława Sikorskiego jako wiceministra, ani premier Jan Olszewski. Bo gdyby wiedzieli, z pewnością nie wpuściliby go do rządu.

W Polsce jednak wszystko wypływa na wierzch dopiero wtedy, kiedy Antoni Macierewicz czuje, że jego posada jest zagrożona. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Nie rozumiem tego związku przyczynowo-skutkowego, ale przekonałem się już, że zrozumienie wszystkich poczynań ludzi PiS nie jest zadaniem, któremu byłbym w stanie podołać. Ta permanentna paranoja zorganizowana w formie partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość jest dla mnie wciąż bytem niepojętym.

Reklama

Czekam więc, czy się w końcu dowiemy, co też konkretnego można zarzucić Radosławowi Sikorskiemu. Ja sam zarzucić mu nie mogę niczego. Nie ręczę za jego duszę, bo za nią ręczyć może jeden Pan Bóg. Ale gdybym wyjeżdżał z kraju choćby na rok, to bez wahania zostawiłbym Radkowi Sikorskiemu mieszkanie do używania z pootwieranymi wszystkimi szafami. Na biurku położyłbym bez obaw swoją książeczkę czekową, pożyczyłbym mu dowolną sumę pieniędzy i bez najmniejszego wahania kupiłbym od niego używany samochód. Tylko córki za żonę bym mu nie oddał - bo, po pierwsze, córki nie mam, a po drugie, pan Sikorski jest już od lat szczęśliwie żonaty z bardzo mądrą kobietą. Ten problem mam więc z głowy.

Więc spokojnie teraz powtarzam, że Radek Sikorski to jedna z najlepszych realnych kandydatur na szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych.