Prezes PiS po opuszczeniu obrad nie szczędził ostrych słów ani Platformie, ani marszałkowi Komorowskiemu. Według Kaczyńskiego, marszałek "obraża ludzi", ma skłonność do "pouczania i rezonerstwa" i jest niezdolny do pełnienia swojej funkcji. A wyjście PiS to wynik "kolejnego wyczynu Komorowskiego".

Reklama

O co poszło w tej sejmowej kłótni? PiS opuścił salę obrad Sejmu po tym, gdy przepadł w głosowaniu wniosek tego klubu związany z aferą wokół ministra sprawidliwości Zbigniewa Ziobry. Posłowie PiS chcieli poszerzenia porządku o informacje ministra sprawiedliwości na temat wywierania wpływu na prokuratorów. Miało chodzić o wymuszenie przekroczenia uprawnień oraz fałszywego oskarżenia wobec Ziobry.

To dalszy ciąg afery z aktami mafii paliwowej, które Ziobro pokazał Kaczyńskiemu. Platforma i prokuratura są przekonane, że nie miał prawa ich ujawniać. Ale prokurator Wojciech Miłoszewski twierdzi, że płocka prokuratura chciała od niego, by złożył na na byłego ministra doniesienie. "Referent sprawy zadzwoniła do mnie i powiedziała, że jeśli tego nie zrobię, to ona wyląduje w jakiejś prokuraturze w Gołdapi" - mówił.

"Co by się stało, gdyby rok temu jakiś prokurator był naciskany, żeby postawić zarzuty wobec ważnego polityka opozycji?" - pytał Kaczyński. "Tu chodzi o niszczenie polityków, których się PO boi" - dodał.

Naciski na prokuratora do prokuratury

Sprawa nakłaniania prokuratorów do fałszywego oskarżenia Ziobry trafiła w piątek do prokuratury, Zawiadomienie złożył klub PiS. Posłowie tej partii chcą także, by zbadano, czy prowadzone postępowanie dyscyplinarne przeciwko prok. Miłoszewskiemu nie ma związku z jego postawą. Miał on odmówić oskarżenia Ziobry.

Ten broni swojego byłego podwładnego. Zaapelował do premiera Donalda Tuska i "jego funkcjonariuszy" o "zostawienie w spokoju i nie czynienie krzywdy prokuratorowi, który zajmował się walką z mafią. A ma być dziś karany, bo nie zdecydował się składać fałszywego świadectwa na byłego prokuratora generalnego".