"Trwające prawie dwa lata wysiłki, aby nakłonić pana prezydenta do wykonania takich badań, nieoczekiwanie znalazły sojusznika w… samym prezydencie. Lech Kaczyński tańcząc w niedzielę na dożynkach, zaledwie w jeden dzień po tragedii w kopalni i ogłaszając w poniedziałek żałobę narodową po śmierci górników - sam przedstawił diagnozę!" - pisze na swoim blogu w onet.pl Janusz Palikot.
"W tańcu ze śmiercią - w Dance macabre, tej średniowiecznej zbiorowej terapii-chodziło o to, że wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci: zdrowi, chorzy, politycy" - tłumaczy polityk PO.
"W tańcu ze śmiercią górników, pan prezydent otarł się o własną śmierć publiczną. Jak zawsze przybył mu ze wsparciem - brat Jarosław. I pomieszał w temacie: kto jest kim, czyli kto żyje, a kto umiera, kto może pląsać, a komu nie wypada, kto nosi żałobę, a kto wywija obertasy na scenie?" - pisze Palikot.
Poseł PO rozdaje razy na lewo i prawo, bo nie omieszkał także wziąć pod lupę brata prezydenta i układów rodzinnych u Kaczyńskich.
"Gdy się do tego doda, że brat prezydenta - Jarosław - zeznał niedawno publicznie, że żona prezydenta (Maria) myli jego (Jara) z Lechem, to mamy kwadraturę koła w domu przy Krakowskim Przedmieściu, nazywanym potocznie i dla kamuflażu pałacem prezydenckim" - kpi Palikot.
Poseł wyraża jednocześnie nadzieję, że ktoś jeszcze w Polsce "odróżnia Lecha od Jarka przy boku Marii".
"Ja, proszę Państwa, z Biłgoraja jestem! Więc dla mnie albo ktoś płacze albo tańczy. Albo z bratem męża albo mężem. Ale Biłgoraj to proste i małe prowincjonalne miasto, a nie jakiś tam Żoliborz!" - kończy poseł PO.