Izba uchwaliła ustawę stosunkiem głosów 219 do 212. Przeciw głosowali wszyscy Republikanie i ponad 30 Demokratów.
Demokratycznym przywódcom udało się jednak przekonać w ostatniej chwili do głosowania "za" kilku kongresmanów tej partii z Bartem Stupakiem na czele, którzy byli przeciw ustawie, gdyż uważali, że umożliwi ona finansowanie aborcji z budżetu państwa.
Na kilka minut przed północą (czasu USA) prezydent Obama wystąpił przed kamerami telewizji, wygłosił pochwałę Kongresu i podkreślił historyczny charakter reformy.
"Dowiedliśmy, że wciąż jesteśmy społeczeństwem zdolnym dokonywać wielkich rzeczy, kiedy radzimy sobie z największymi wyzwaniami. Dowiedliśmy, że ten rząd wciąż działa dla dobra narodu. Wiem, że dla wielu nie było to łatwe głosowanie, ale było ono słuszne" - powiedział.
Ustawa zapewni ubezpieczenie zdrowotne ponad 30 milionom Amerykanów, którzy go nie posiadają. Chodzi tu głównie o osoby pracujące na własny rachunek, a więc tych, którym ubezpieczenia nie zapewnia pracodawca - jak w wypadku około 70 procent mieszkańców USA. Wiele z nich nie ma ubezpieczenia, gdyż są one niezmiernie drogie.
Wykupienie ubezpieczenia będzie teraz obowiązkowe, podobnie jak to się dzieje z ubezpieczeniem samochodu (typu auto-casco). Osoby o niższych dochodach (poniżej 88 tys. dolarów na rodzinę) mają otrzymać subwencje z budżetu na wykup polisy.
Ustawa gwarantuje, że firmy ubezpieczeniowe nie będą mogły - jak to się dzieje obecnie - odmówić ubezpieczenia osobom cierpiącym już na rozmaite schorzenia, cofnąć ubezpieczenie w wypadku zachorowania, lub odmówić zwrotu kosztów leczenia pod różnymi pretekstami.
Według obliczeń Biura Budżetowego Kongresu (CBO), reforma będzie kosztować 940 mld dolarów w ciągu 10 lat, ale pozwoli obniżyć koszty usług medycznych, co zmniejszy deficyt budżetu o 138 miliardów dolarów w ciągu 10 lat. Część Amerykanów bowiem - osoby najbiedniejsze i emeryci - są ubezpieczeni na koszt państwa, z funduszów federalnych Medicaid i Medicare.
>>>Czytaj dalej>>>
Republikanie kwestionują te liczby - twierdzą, że reforma będzie kosztować drożej i doprowadzi do drastycznego zwiększenia deficytu. Nazywają ją "przejęciem opieki zdrowotnej przez rząd" i straszą perspektywą wyższych podatków.
Lider republikańskiej mniejszości w Izbie Reprezentantów, John Boehner, wygłosił przed niedzielnym głosowaniem dramatyczne przemówienie w stylu mowy na wiecu wyborczym, w którym wezwał kongresmanów do głosowania przeciw reformie. Wtórowali mu okrzykami inni Republikanie i przeciwnicy reformy na galerii.
Przewodniczący obradom demokratyczny kongresman David Obey kilkakrotnie przywoływał ich do porządku.
Już po głosowaniu demokratyczni kongresmani usiłowali unieważnić ustawę przez skierowanie jej ponownie do komisji, ale wniosek w tej sprawie został odrzucony przez większość zebranych.
W poniedziałek Senat ma jeszcze wprowadzić poprawki do swojej ustawy - przegłosowanej już przez Izbę - aby uzgodnić jej treść obu dokumentów. Będzie to formalność, ponieważ Senat zamierza to zrobić zwykłą większością głosów (50 plus 1, na podstawie tzw. reconciliation), a Demokraci dysponują tam większością 59 do 40 (plus 1 niezależny). Można jednak oczekiwać ze strony Republikanów ponownych prób unieważnienia ustawy pod pretekstami proceduralnymi.
Oczekuje się, że Obama podpisze ustawę we wtorek.
Komentatorzy zwracają uwagę na ściśle partyjny charakter przeprowadzenia reformy - wyłącznie głosami Demokratów. Inne podobne ważne legislacje - o utworzeniu federalnego funduszu emerytalnego (Social Security) w 1935 r. i o funduszu ubezpieczeń dla osób starszych (Medicare) - uchwalane były przy poparciu znacznej części republikańskiej opozycji.
Stwarza to polityczne ryzyko dla Demokratów, gdyż cała odpowiedzialność za reformę - w tym jej negatywne skutki - spadnie na nich. Partia Republikańska ostrzegła ich, że przegrają teraz tegoroczne wybory do Kongresu.
Zdaniem komentatorów, nie jest to jednak przesądzone.
Nawet znany konserwatywny publicysta Charler Krauthammer powiedział po głosowaniu w telewizji Fox News, że ludzie mogą natychmiast odczuć niektóre skutki reformy, np. ukrócenie dyskryminacyjnych praktyk firm ubezpieczeniowych, natomiast ewentualne wyższe podatki wejdą w życie dopiero za parę lat.