Autorowi stanu wojennego w Polsce powodzi się znakomicie. Generał Wojciech Jaruzelski co miesiąc bierze około 6 tysięcy złotych emerytury, mieszka w domu pełnym antyków i cieszy się wieloma generalskimi przywilejami. Mimo że ma na rękach krew robotników z Wybrzeża, śląskich górników - ponad 100 ofiar stanu wojennego, włos z głowy mu nie spadł.

Emerytura upływa mu spokojnie, choć w latach 40. był agentem zbrodniczej Informacji Wojskowej, w 1968 roku przeprowadził antysemicką czystkę w wojsku, a pod koniec lat 80. wzywał Rosjan, by pomogli zdusić Solidarność. Zamiast ponieść karę, pisze książki i rzuca oskarżenia na wszystkich, którzy inaczej niż on, uważają, że szkodził Polsce i Polakom. Jaruzelski ma wiernych obrońców wśród polityków lewicy i demokratów.

W luksusowej willi ostatnie swoje lata spędza też dyktator Chile, Augusto Pinochet. Choć za jego krwawych rządów zginęło bądź zniknęło bez śladu około 35 tysięcy osób, generał nie stanie przed sądem, bo jest stary i schorowany. Ale nawet wcześniej mógł spać spokojnie. Tylko przez moment spokój dyktatora zakłócił hiszpański sędzia, który chciał osądzić tyrana w Madrycie, zarzucając mu mordy na obywatelach Hiszpanii. Zatrzymany w Londynie Pinochet czekał 14 miesięcy na ekstradycję w areszcie domowym, ale nic z tego nie wyszło. Generał wrócił do Chile i spokojnie patrzy jak dorastają jego wnuki.

Świetnie ma się też Hissne Habre, były prezydent Czadu, który na sumieniu ma około 40 tysięcy morderstw politycznych. Po ucieczce z kraju tyran poprosił o azyl w Senegalu i zamieszkał w pięknej posiadłości pod Dakarem. I na nic zdały się dowody jego zbrodni dostarczone władzom Senegalu przez obrońców praw człowieka. Habre wciąż cieszy się słońcem i drwi ze swoich ofiar.

Nikt nie niepokoi też paragwajskiego dyktatora Alfredo Stroessnera, autora zbrodniczego planu "Kondor" - akcji brutalnego zwalczania przeciwników politycznych przez pięć krajów Ameryki Łacińskiej. Emeryturę spędza w Brazylii i zamiast oglądać świat przez kraty, popija margheritę.

Dożywotnią pensję i willę w Zimbabwe ma też pułkownik Mengistu Hajle Mariam, który wprowadzając komunizm w Etiopii w latach 1975-1979 wymordował co najmniej półtora miliona rodaków.

Ale oprawcy chowają się nie tylko pod skrzydłami innych dyktatorów. W demokratycznej Francji jesień życia spędza Didier Ratsiraka, "czerwony admirał" z Madagaskaru. Po sąsiedzku mieszka inny typ spod ciemnej gwiazdy - Jean-Claude Duvalier, tyran Haiti, który rządził przy pomocy szwadronu śmierci.

Reklama

Spokojną i bezpieczną starość przygotowuje sobie też białoruski dyktator Aleksander Łukaszenko. Odpowiedzialny przynajmniej za kilkaset skrytobójstw zbrodniarz buduje luksusową willę nad Morzem Czarnym. Po sąsiedzku z Władymirem Putinem.

Dlaczego tyrani czują się bezkarni? Bo nie ma takiego sądu, przed którym można by ich postawić. Wprawdzie w 2000 roku przy ONZ powołano Międzynarodowy Trybunał Karny, ale ten sąd nigdy nie zaczął działać. Wiele państw go nie uznaje, a na dodatek nie może on sądzić zbrodni popełnionych przed 1 lipca 2002 r.