W obu tych atakach zginęły w sumie 224 osoby.

36-letni Ghailani, narodowości tanzańskiej, został w listopadzie uznany za winnego udziału w spisku w celu zniszczenia budynków rządowych, ale uniewinniony z zarzutów morderstw.

Prowadzący sprawę sędzia Lewis A. Kaplan powiedział przed ogłoszeniem wyroku, że oskarżony "wiedział i chciał, żeby ludzie zginęli w rezultacie jego działań".

Po ataku na ambasady Ghailani przebywał w Afganistanie, gdzie szkolił się w obozach Al-Kaidy. Przez pewien czas był osobistym ochroniarzem Osamy bin Ladena. Schwytano go w Pakistanie w 2004 r.

Reklama

Obserwatorzy zwracają uwagę, że wyrok na Ghailaniego może stać się argumentem w toczącej się w USA dyskusji o tym, gdzie należy organizować procesy najgroźniejszych terrorystów.

Administracja prezydenta Baracka Obamy woli, by stawali oni przed normalnymi sądami w USA. Prawicowa opozycja twierdzi, że procesy przed tymi sądami mogą kończyć się zbyt łagodnymi wyrokami lub nawet uniewinnieniem. Wzywa do procesów przed specjalnymi trybunałami wojskowymi w bazie USA w Guantanamo na Kubie.

Ghailani dostał jednak dożywocie bez szans na ułaskawienie - czyli wyrok, który otrzymałby nawet wtedy, gdyby uznano go za winnego wszystkich zarzucanych mu przestępstw. W Nowym Jorku nie ma kary śmierci.

Reklama

Ghailani był pierwszym byłym więźniem Guantanamo, osądzonym przez normalny, niewojskowy sąd w USA.