Śmierć 22-miesięcznej Eleny wywołała wstrząs we włoskiej opinii publicznej.

W środę rano wykładowca uniwersytecki, pracujący w departamencie klinik medycznych chirurgii weterynaryjnej w Teramo, miał odwieźć córkę do żłobka. We wszystkich obowiązkach pomagał żonie, będącej w ósmym miesiącu ciąży. Zadzwonił jeszcze potem do niej i uspokoił, że Elena jest już w żłobku.

Reklama

Ale ojciec zapomniał tam ją odprowadzić i pojechał prosto do pracy, zostawiając dziewczynkę w samochodzie zaparkowanym na słońcu, w wyjątkowym tego dnia upale, sięgającym 26 stopni Celsjusza. Znacznie podwyższona temperatura w zamkniętym aucie okazała się dla Eleny śmiertelna. Ojciec dopiero po pięciu godzinach, wychodząc z pracy, znalazł dziecko w samochodzie w stanie ciężkim. Zapadła w śpiączkę, miała sinicę i prawie nie oddychała.

Lekarze trzy dni walczyli o jej życie. Jej stan pogorszył się w sobotę. Nie udało się jej uratować.

Prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko ojcu dziecka. Broni go matka Eleny, która powiedziała mediom: "To, co się stało, może przydarzyć się każdemu, bo wszyscy żyją w biegu". "Mój mąż też się nie zatrzymywał, bo martwił się o mnie, moją ciążę i zajmował się małą Eleną" - podkreśliła matka dziewczynki.