Manuel Valls nie zawahał się stwierdzić, że we Francji panuje „apartheid terytorialny, socjalny i etniczny”. W ten sposób określił istniejące w społeczeństwie francuskim głębokie podziały między różnymi grupami obywateli. Szefowi rządu chodziło o tworzące się na przedmieściach getta potomków imigrantów z Magrebu i z Afryki, do których osoby z zewnątrz, a także przedstawiciele Republiki jak policjanci, strażacy czy nawet lekarze boją się zajrzeć.

Reklama

CZYTAJ TAKŻE: Coraz więcej aktów agresji we francuskich szkołach na tle religijnym>>>

Użycie słowa „apartheid”, oznaczającego segregację ludności kolorowej od białych wywołało szok w kręgach politycznych, zarówno na prawicy jak i na lewicy, gdyż Valls ośmielił się dotknąć tematu tabu. Do tej pory Francja zawsze mówiła o integracji przybyszów z zewnątrz.

Według prasy takie stanowisko szefa rządu, to reakcja na niedawne zamachy terrorystyczne, które wywołały dyskusje na przykład o konieczności uczenia młodych ludzi wartości demokratycznych i republikańskich. Według nielicznych Manuel Valls powiedział na głos to co wszyscy od dawna widzieli i myśleli.