Dziennik zwraca uwagę, że zawieszenie broni między Kijowem a prorosyjskimi separatystami na wschodzie Ukrainy staje się coraz bardziej kruche. Walki nasiliły się w lipcu, a teraz władze Ukrainy i ich zachodni sojusznicy z niepokojem obserwują umacnianie przez Rosję sił konwencjonalnych na zaanektowanym w 2014 roku Krymie i wzdłuż ukraińskiej granicy.
"FT" odnotowuje, że Rosjanie rozmieścili tysiące żołnierzy w rejonie na północ od Briańska, na wschód od Rostowa nad Donem, na południu Krymu i na zachód od separatystycznego mołdawskiego Naddniestrza. Są oznaki, że (siły rosyjskie) przygotowują się do walki – pisze "FT".
Gazeta przytacza opublikowaną przed tygodniem opinię amerykańskiego think tanku Institute for Study of War (ISW), który wskazywał na "przyspieszenie przygotowań do konwencjonalnego konfliktu między Rosją a Ukrainą" i podkreślał, iż "gwałtownie rośnie prawdopodobieństwo otwartej wojny".
"FT" zwraca uwagę, że w poniedziałek szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zapowiedział podjęcie "wyczerpujących środków" przeciwko Kijowowi w odwecie za – jak to określa Moskwa – próbę ataku terrorystycznego podjętą przez ukraiński resort obrony.
W ubiegłym tygodniu rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa twierdziła, że Ukraińcy planowali przeprowadzenie na Krymie ataku terrorystycznego, którego celem byłaby krytyczna infrastruktura. Według FSB zlikwidowano tworzącą się ukraińską siatkę szpiegowską i udaremniono próbę przerzucenia innej grupy dywersyjnej na Krym; podczas akcji zginęło dwóch Rosjan. Strona ukraińska zaprzeczyła zarzutom. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zarządził podwyższenie gotowości bojowej ukraińskich sił stacjonujących w pobliżu administracyjnej granicy z Krymem i linii konfliktu w Donbasie.
Kathleen Weinberger, ekspertka ISW ds. Rosji i Ukrainy, dostrzega "bardzo wyraźne oznaki" gotowości Rosjan do eskalowania napięcia. Wskazuje na doniesienia o wielkich konwojach wojskowych wysyłanych na obszary Ukrainy kontrolowane przez prorosyjskich separatystów, o wysyłaniu przez Rosję wojsk na granicę z Ukrainą oraz na coraz większą obecność rosyjskiej marynarki wojennej na Morzu Czarnym, łącznie z najnowszymi okrętami podwodnymi uzbrojonymi w pociski manewrujące typu cruise do atakowania celów na lądzie.
Weinberger przyznaje zarazem, że jest jeszcze wiele niewiadomych, jeśli chodzi o zamiary Rosji, co jest zresztą intencją Moskwy. Zdaniem ekspertki taka niepewność jest dla Rosji korzystna, natomiast ewentualna inwazja może korzystna nie być.
"FT" przytacza opinię byłego zastępcy szefa ukraińskiego sztabu generalnego generała Ihora Romanenki, który uważa, że rosyjska inwazja na pełną skalę nie jest obecnie prawdopodobna, ponieważ "straty po stronie Putina byłyby wielkie, a zwycięstwo wcale nie byłoby pewne".
Romanenko uważa, że prezydent Rosji Władimir Putin próbuje "zmusić przywódców międzynarodowych do ustępstw, począwszy od złagodzenia sankcji, a także zmusić Ukrainę do przyjęcia jego interpretacji porozumień mińskich".
"FT" wskazuje, że Rosji zależy na wyborach w Donbasie przed jakimkolwiek rozejmem, co "prawdopodobnie scementowałoby to półautonomię tego regionu i fatalnie osłabiło zdolność Kijowa do politycznego przeciwstawiania się Moskwie".
Zdaniem Romanenki działania Rosji wiążą się ze szczytem G20 4 września, kiedy Putin będzie rozmawiał o Ukrainie z przywódcami Niemiec i Francji.
"FT" przytacza opinię niewymienionego z nazwiska przedstawiciela "europejskiej służby wywiadowczej", którego zdaniem Rosja manipuluje napięciem w regionie – podobnie jak w przeszłości – w przededniu kolejnej rundy negocjacji dyplomatycznych. Jego zdaniem obecne „pobrzękiwanie szabelką” ma na celu korzystną dla Rosji reinterpretację porozumień mińskich.
Analityk firmy konsultingowej IHS Markit, Alex Kokcharov, uważa, że dojdzie do "kontrolowanej eskalacji wzdłuż linii konfliktu" – nasilenia ostrzału artyleryjskiego i walk. Jego zdaniem zajęcie przez prorosyjskich separatystów większego terytorium byłoby dla Rosji niekorzystne w negocjacjach, natomiast sprowokowanie Kijowa do aktów wrogości mogłoby służyć interesom Moskwy. Analityk uważa, że Rosjanie chcą doprowadzić do tego, by władze Ukrainy były postrzegane jako niewiarygodny partner i osłabić poparcie, jakim cieszą się na Zachodzie.
Kokcharov sądzi, że walki mogą wybuchnąć 24 sierpnia, w 25. rocznicę ukraińskiej niepodległości. Putin miałby wtedy jeszcze dziesięć dni do szczytu G20 – "dość czasu, by doprowadzić do sytuacji niewygodnej dla Zachodu".
"FT" pisze na zakończenie, że państwa europejskie są już „bardzo zmęczone sprawą Ukrainy”. Zdaniem gazety Putin może stawiać na to, że eskalując przemoc i prowokując gniewną reakcję Kijowa uda mu się doprowadzić do zerwania jedności państw europejskich i uzyskania korzystnej dla Moskwy reinterpretacji porozumień z Mińska.