Nowojorski miliarder w wydanym oświadczeniu stwierdził, że "wybory reprezentują ruch, możliwy dzięki milionom ciężko pracujących mężczyzn i kobiet w całym kraju". Jak podkreślił, "w rezultacie tego historycznego kroku można oczekiwać świetlanej przyszłości."
Chociaż nie wymaga tego ani konstytucja USA, ani prawo federalne, elektorzy głosują na ogół na kandydata, który zwycięża w ich stanie.
Głosujący byli zalewani od wielu dni falą telefonów i maili z ostrzeżeniami o zagrożeniu i apelami, by poparli kogoś innego. Wymieniano m.in. nazwiska Hillary Clinton oraz gubernatora Indiany Mike’a Pence'a. Ostatecznie tylko niewielu elektorów wyłamało się z szeregów.
Wśród 36 republikańskich elektorów w Teksasie nie było jednomyślności. W atmosferze kontrowersji znaczonych opiniami, że Trump nie nadaje się na prezydenta i stanowi zagrożenie dla kraju jeden z elektorów oddał głos na gubernatora Johna Kasicha z Ohio, a drugi na byłego kongresmena z Teksasu Rona Paula.
Z kolei w Maine jeden z elektorów nie poparł na Clinton, lecz jej rywala w prawyborach senatora Berniego Sandersa.
"Oddaję mój głos w Kolegium Elektorów na Sandersa, aby nowi wyborcy, którzy zostali przez niego zainspirowani, wiedzieli, że niektórzy z nas ich słyszeli, szanowali i zrozumieli ich rozczarowanie" – napisał elektor David Bright, którego komentarz zamieścił m.in. lokalny dziennik "Portland Press Herald".
W przeciwieństwie do ogromnej większości stanów, Maine nie przyznaje wszystkich głosów elektorskich, a dysponuje czterema, zwycięzcy w głosowaniu powszechnym. Oddaje mu dwa głosy, a po jednym temu, kto wygra w dwóch tamtejszych okręgach kongresowych.
W stanie Waszyngton, trzech elektorów poparło byłego republikańskiego sekretarza stanu Colina Powella. Trzeci głosował na członka plemienia Sioux z Dakoty Południowej przeciwnego budowaniu tam rurociągu.
"Głosuj zgodnie sumieniem” - skandowali w Michigan uczestnicy demonstracji przeciw prezydenturze Trumpa. Prawo stanowe wymaga, by 16 tamtejszych elektorów opowiedziało się za kandydatem, który tam wygrał w wyborach powszechnych. Trump pokonał Clinton większością około 11 tysięcy głosów. Mimo to, grupa protestujących miała nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto zagłosuje inaczej. Ich oczekiwania się nie spełniły.
Protestujący zgromadzili się przed gmachami parlamentów stanowych w Atlancie, w Georgii, oraz Nashville, w Tennessee. Elektorzy w Tennessee są zobowiązani przez prawo do głosowania na zwycięskiego kandydata na prezydenta. W Georgii nie ma takiego wymogu. Przed głosowaniem musiano tam jednak wyłonić zastępcę dla elektora, który zrezygnował, mówiąc, że nie może opowiedzieć się za Trumpem. W Harrisburgu, w Pensylwanii, protestujący zebrali się na schodach stanowego Kapitolu.
Pensylwania odegrała kluczową rolę w wyborach. Podobnie jak w Wisconsin i Michigan oczekiwano tam sukcesu Clinton, ale Trump wygrał tam minimalną większością. Gdy elektorzy oddali 20 głosów na Trumpa, z miejsc gdzie zasiadali legislatorzy rozległy się brawa, a z galerii dla gości okrzyki: "Wstydźcie się".
W Arizonie 11 elektorów nie było zobowiązanych do głosowania na zwycięskiego kandydata. Według „New York Timesa” wyjaśnia to, dlaczego aby zachęcić ich do zmiany stanowiska tak wielu protestujących zebrało się wokół stanowego Kapitolu. "Kraj ważniejszy niż partia" i "Elektorzy: wybawcie nas, odrzućcie Trumpa" – głosiły napisy. W Utah, protestujący wygwizdali sześciu elektorów i krzyczeli "Wstydźcie się", kiedy oddawali głosy na Trumpa w gmachu parlamentu stanowego w Salt Lake City.
Na ulicach stołecznego Waszyngtonu, protestujący zgromadzili się na zewnątrz hotelu Trumpa przy Pennsylvania Avenue. Śpiewali tam m.in. "We Shall Overcome" (polska wersja: "Jutro jest już dziś"). Niektórzy przynieśli plakietki z napisami w rodzaju "Odrzućcie marionetkę Putina". Na Florydzie, gdzie Trump pokonał Clinton różnicą około jednego punktu procentowego, nowojorski miliarder zdobył wszystkie 29 głosy elektorskie.
W stolicy stanu Nowy Jork, Albany, za demokratyczną kandydatką głosował jej mąż, były prezydent Bill Clinton. Sugerował, że jej przegrana była wynikiem machinacji rosyjskich hakerów oraz zapowiedzi dyrektora FBI Jamesa Comey'a tuż przed wyborami, że kierowana przez niego agencja zbada sprawę nowych maili łączących się z zamkniętym wcześniej dochodzeniem na temat korzystania przez byłą sekretarz stanu prywatnego serwera w służbowych sprawach.
Amerykańscy ustawodawcy z Izby Reprezentantów i Senatu zbiorą się 6 stycznia w Waszyngtonie, gdzie podczas wspólnej sesji Kongresu poznają wyniki głosowania elektorów ze wszystkich stanów. Będzie tam też możliwość ewentualnego zakwestionowania ich ważności.