"Dla normalnych ludzi zwłoki obecne w zakładzie byłyby traumą" - tłumaczy Piotr Budzyń, aspirant sztabowy z Komendy Miejskiej w Piekarach Śląskich. "Celem włamywaczy nie było zbeszczeszczenie ciał. Planowali tylko rabunek" - dodaje Budzyń.
Najpierw 16-letni Adrian Ł. wyłamał kraty w oknie na tyłach zakładu, po czym przecisnął się do środka i otworzył drzwi swojemu wspólnikowi, 32-letniemu Grzegorzowi S. Zabrali dwa ogromne mosiężne kandelabry, sprzęt grający, elektronarzędzia oraz różnego rodzaju elementy hydrauliczne.
Obaj włamywacze przyznali się do czynu, dzięki czemu możliwe było odzyskanie większości skradzionych przedmiotów. Niestety, kandelabry zostały już pocięte i przygotowane do sprzedaży w punkcie skupu złomu. Policja do tej pory nie wydobyła też elektronarzędzi, które leżą na dnie pobliskiego strumyka i najprawdopodobniej wypadły włamywaczom podczas ucieczki.
"Mężczyźni nie są obcy lokalnej policji" - mówi aspirant Budzyń. O ich losie zdecydują teraz prokuratura i sąd.