Dotąd nasi żołnierze zajmowali się głównie patrolowaniem strategicznej drogi Kabul - Kandahar. Ich rozkazy były jasne. Mogli tylko odpowiadać na ataki. "Demonstrowaliśmy siłę, patrolując drogę w pełnym rynsztunku" - tłumaczy jeden z żołnierzy. Taka wojna odchodzi już do przeszłości - do Ghazni, gdzie stacjonują nasze oddziały, przeprowadzają się komandosi jednostki GROM. To na nich spadnie główny ciężar likwidacji oddziałów talibów.
Krążące dotąd nieoficjalnie informacje o zmianach w taktyce polskich wojsk potwierdził wczoraj w bazie Bagram minister obrony narodowej Bogdan Klich.
>>> Polacy będą atakować talibów
"Nasze oddziały będą teraz aktywnie walczyć z oddziałami rebeliantów. Kontyngent, który do tej pory realizował zarówno zadania wojskowe, jak i działania a la Janina Ochojska, ma w najbliższych miesiącach stawiać na te pierwsze" – powiedział na specjalnej konferencji prasowej Klich. "Zmienimy też proporcje. Będzie więcej oddziałów bojowych, a mniej oddziałów zabezpieczenia" – dodał.
Co oznaczają słowa ministra w praktyce? Z blisko 1600 polskich żołnierzy polskiego kontyngentu 800 ma stanowić tzw. grupę manewrową, czyli oddział przeznaczony do prowadzenia regularnej wojny przeciw talibom.
Zmiana nie jest oryginalnym pomysłem polskiego dowództwa, ale dostosowaniem się do nowej taktyki wojsk amerykańskich. Na polecenie Waszyngtonu amerykańscy dowódcy sięgnęli do wzorów z brutalnej, ale skutecznej wojny przeciw rebeliantom i Al-Kaidzie w Iraku.
>>>Polacy boją się zabijać talibów
"Ta większa aktywność oznacza, że sami będziemy namierzali i likwidowali talibów. Padną ofiary. Niestety po naszej stronie również" – mówi nam jeden z polskich żołnierzy.
Zmianę taktyki w Afganistanie przyśpieszyła także sytuacja polityczna w tym kraju. Rząd w Kabulu zapowiedział na lato przeprowadzenie wyborów prezydenckich. Talibowie chcą wykorzystać ten moment, aby rozpocząć ofensywę i tym samym wprowadzić chaos na scenie politycznej. Dlatego Amerykanie już zaczęli ściągać dodatkowe 17 tys. żołnierzy. Strategia dowodzącego operacją w Afganistanie generała Davida Petraeusa jest jasna: uderzyć jak najmocniej w talibów, by później z najbardziej umiarkowanymi z nich rozpocząć negocjacje o zawieszeniu broni.
Jaki ta strategia ma związek z Polakami? Nasi żołnierze stacjonują wraz z Amerykanami w prowincji Ghazni. "Gdy tylko Amerykanie zaczną uderzenie w sąsiadującej z Ghazni prowincji Wardak, to rebelianci zaczną uciekać do nas" – tłumaczy żołnierz polskiego kontyngentu.
Kilka tygodni temu talibowie zapowiedzieli ostateczną rozprawę z NATO. W sąsiednim Pakistanie zawiązali nawet federację, która wspomoże ich w walce z „okupantami”. Kilkadziesiąt tysięcy dobrze wyszkolonych i zaprawionych w bojach rebeliantów zamierza się wkrótce przedrzeć przez granicę afgańsko-pakistańską. "Będzie się lała krew. Na pewno będą zdarzać się pomyłki jak ta w Nangar Khel" - mówi nam polski żołnierz. "Tyle że amerykańskich żołnierzy nikt nie wsadza do więzienia" - dodaje.