Natychmiast przypomniałem sobie powiedzenie: „Na 10 mężczyzn, 9 woli kobiety z dużym biustem, a ten jeden, woli pozostałych dziewięciu”. Może coś w tym jest, ale w swoich rozważaniach próbowałem zachować trzeźwy umysł.
Czymże są piersi? Z naukowego oglądu gruczołami mlecznymi otoczonymi większą lub mniejszą ilością tkanki tłuszczowej. W swej podstawowej funkcji zapewniają ciągłość gatunku dzięki karmieniu nowych jego przedstawicieli. Jakie więc znaczenie ma kształt biustu, jego wielkość, jędrność?
Najwyraźniej jakieś ma, bo jeśli przyjrzymy się boginiom płodności z różnych epok i części świata, zauważymy, że łączą je dwie cechy: mają na czym siedzieć i czym oddychać.
Teoria o wyższości większego biustu nad mniejszym znajduje swoje odbicie także w literaturze. Pisarze czy poeci opiewają raczej ”bujne kształty” czy ”falujący biust”, a nie np. ”płaską jak ściana alabastru pierś wybranki”.
Może jednak są argumenty za wyższością małego biustu na pokaźnym? Podrzuciły mi je koleżanki – plusem mogą być oszczędności na stanikach i brak konieczności noszenia zbytniego ciężaru. A dodatkowo małe piersi nie przeszkadzają sportsmenkom.
Od tych rozważań wpadłem w totalny mętlik. W końcu jestem wielbicielem wszelakich biustów. I jak Jan Sztaudynger powiedzieć mogę: „Gdy sterczące widzę cycki, wpadam w nastrój poetycki”. Poetycki, a może bojowy? Co tam! Niech ta wojna biustów trwa.
Jeśli macie swoje przemyślenia o przewadze małych lub dużych biustów, napiszcie o tym i wyślijcie na adres: spoleczenstwo@dziennik.pl