"Policja ciągle podjeżdżała pod starą szkołę, w której mieszka ta rodzina. Teraz już wiemy dlaczego. Podobno najbliższa sąsiadka od dawna czuła, że dzieje się tam coś złego" - opowiada "Gazecie Pomorskiej" jedna z mieszkanek Bochlina.
A koszmar rodziny trwał od 2002 roku. Wtedy ojciec zaczął po pijanemu bić i gwałcić swoje córki. Jedna miała 13 lat, druga była o dwa lata starsza. W ręce policjantów oprawca trafił dopiero w styczniu tego roku.
Ale dramat się nie skończył. W oprawców zamienili się sąsiedzi rodziny. "To straszne. Ale, jak to często bywa na wsiach, zamiast pomóc ofiarom, zaczęto je wytykać palcami" - mówi "Gazecie Pomorskiej" Robert Lubrant, prezes Stowarzyszenia "Bezpieczeństwo Dziecka". To do niego o pomoc zwróciła sięzaszczuta rodzina.
>>>"Polski Fritzl": Jestem niewinny
Wyjściem wydaje się przeprowadzka, ale lokalne władze rozkładają ręce. "Tu wszyscy się znają. Trzeba wyprowadzić rodzinę poza gminę. A to dopiero jest wyzwanie" - mówi Arleta Maliszewska, szefowa Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowem.
Okazuje się też, że rodzina nie dostała pomocy psychologicznej. "Zrobiliśmy wszystko, co jest w naszej mocy. Jednak od początku dziewczyny odmawiają rozmowy z psychologiem. Przecież siłą ich nie zmusimy" - tłumaczy się Maliszewska.
>>>Molestował upośledzone, sąd puścił go wolno
Tymczasem w cieniu cierpienia rodziny w Świeciu toczy się proces jej oprawcy. Jest tajny, ale wiadomo, że wyrok zapadnie wkrótce. "Powiem tylko, że ten <tatuś> to dla mnie polski Josef Fritzl" - mówi Lubrant.