Dyrektor Muzeum Piotr M.A. Cywiński powiedział, że w sprawie przyszłości napisu będzie się konsultował z Międzynarodową Radą Oświęcimską, ale - jak zaznaczył - najprawdopodobniej zabytek nie wróci już nad bramę główną byłego obozu, lecz stanie się elementem nowej wystawy głównej. "O wszystkim przesądzą względy konserwatorskie oraz ogólne bezpieczeństwo obiektu" - powiedział. Na bramie pozostanie kopia.
Cywiński podkreślił, że dokonując kradzieży sprawcy zaatakowali symbol, jeden z nielicznych obiektów dziedzictwa w Polsce, który jest rozpoznawalny na całym świecie. Jego zdaniem kradzież miała na celu ostateczne zniszczenie zabytku. "Jeśli coś ma trwać, nie czyni się takich zniszczeń, nie tnie, nie wygina. To wskazuje, że to była kradzież, której celem było zniszczenie, a nie schowanie w prywatnej kolekcji" - powiedział.
Olbrzymia większość prac nad napisem wykonana została w pracowni konserwatorskiej muzeum. W jednym przypadku zabytek opuścił placówkę - gdy mistrz kowalski z Sułkowic go prostował. Napis trafił do pracowni konserwatorskiej w bardzo złym stanie. "Mieliśmy do czynienia zarówno z wygięciami, skręceniami osiowymi i spłaszczeniami. Wiele elementów zostało zdeformowanych, a powierzchnia zarysowana i obtłuczona" - mówiła w środę szefowa zespołu konserwatorów z muzeum Agnieszka Żydzik-Białek. Oprócz niej, nad napisem pracowali Andrzej Jastrzębiowski i Margrit Bormann.
Konserwatorzy podkreślili, że w wyborze metody scalania napisu pomocna okazała się znaleziona w muzeum rurka o takim samym przekroju wykonana z identycznego stopu stali. "Mogliśmy dzięki temu przeprowadzić szereg badań dotyczących przede wszystkim techniki spawania" - powiedziała Żydzik-Białek.
Zdaniem Jastrzębiowskiego po zespawaniu - dla uzyskania jak najlepszego efektu wizualnego, spawy zostały wypolerowane laserowo. Konserwatorom pozostały jeszcze do wykonania drobne prace, jak zabezpieczenie przed korozją.
Koszt naprawy zamknie się w kwocie 120-130 tysięcy złotych; naprawa sfinansowana będzie z funduszy muzeum. Dyrektor placówki mówił też o jej zabezpieczeniu przed podobnymi zdarzeniami. Jego zdaniem trzeba na to przeznaczyć odpowiednie środki rzędu ok. 11-13 milionów złotych w ciągu najbliższych lat. Budżet muzeum nie podoła takim wydatkom.
Brama główna w obozie Auschwitz I, jako jedyna w całym obozie, została wykonana na rozkaz Niemców przez polskich więźniów politycznych. Zostali przywiezieni jednym z pierwszych transportów przybyłych z Wiśnicza na przełomie 1940 i 1941 roku. Wykonanie bramy związane było z wymianą prowizorycznego zewnętrznego ogrodzenia obozu, wspartego na słupach drewnianych, na ogrodzenie stałe na słupach żelbetowych, z drutem kolczastym pod napięciem.
Napis nad bramą - "Arbeit macht frei" (Praca czyni wolnym) - który jest jednym z symboli obozu, wykonali więźniowie z komanda ślusarzy pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010). Mieli świadomie odwrócić literę B, jako przejaw nieposłuszeństwa.
Zabytkowy napis został skradziony w grudniu 2009 roku. Złodzieje przecięli go na trzy części. Policja znalazła zabytek kilkadziesiąt godzin po kradzieży pod Toruniem. Po policyjnych oględzinach napis - na początku 2010 roku - trafił z powrotem do muzeum, gdzie zajęli się nim konserwatorzy. Poddano go niezwykle żmudnym, dokładnym i czasochłonnym badaniom.
Policjanci ustalili, że w kradzież zamieszanych było pięciu Polaków - bezpośrednich sprawców i pośredników. Działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji. Trzej bezpośredni sprawcy w ubiegłym roku zostali skazani na kary od półtora roku do dwóch i pół roku pozbawienia wolności oraz nawiązki pieniężne. Za podżeganie do kradzieży Szwed Anders Hoegstroem został skazany na dwa lata i osiem miesięcy więzienia. Wyrok odsiaduje w swoim kraju.
Obóz Auschwitz powstał w 1940 roku, KL Auschwitz II-Birkenau - dwa lata później. Stał się przede wszystkim miejscem masowej zagłady Żydów. Kompleks uzupełniała sieć podobozów. W obozie Niemcy zgładzili, co najmniej 1,1 miliona osób, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców radzieckich oraz więźniów innych narodowości.