PZU, największy krajowy ubezpieczyciel, przekazał 1,2 mln zł osobom poszkodowanym w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami. Kwota ta obejmuje jednak tylko tzw. odszkodowania bezsporne, co do wysokości których nie ma żadnych wątpliwości.
Już jednak wiadomo, że część osób, które ucierpiały w tym wypadku, będzie się domagała znacznie wyższych sum. Przy pomocy prawników przed sądami będą walczyć łącznie o kilkanaście milionów złotych. I przynajmniej część z nich ma spore szanse na wygraną. Regularnie bowiem rośnie liczba tego typu roszczeń, które wymiar sprawiedliwości uznaje za zasadne. Rosną także uzyskane w ten sposób sumy odszkodowań.
Ze statystyk Europejskiego Centrum Odszkodowań wynika, że w 2011 roku średnia kwota zasądzona na rzecz ofiar wypadków sięgnęła 24 tys. zł i była aż o 8 tys. zł wyższa niż jeszcze w roku 2010. To, że walka o pieniądze przed sądem się opłaca, potwierdza także rzecznik ubezpieczonych. Odszkodowania przyznawane przed sądami są średnio czterokrotnie wyższe niż te proponowane przez ubezpieczycieli – mówi Krystyna Krawczyk z biura RU.
Bartłomiej Krupa z kancelarii Votum twierdzi, że o ile trzy lata temu zaledwie co dziesiąta ofiara wypadku walczyła na wokandzie o dodatkowe pieniądze, o tyle obecnie decyduje się na to nawet 60 proc. poszkodowanych. Tylko w pierwszym kwartale tego roku złożyliśmy w sądach 800 wniosków o odszkodowania, podczas gdy w całym 2011 roku było ich 1,2 tys. – wylicza Krupa.
Rosnąca liczba roszczeń, jak i wysokość odszkodowań, to także efekt zmian w kodeksie cywilnym z sierpnia 2008 roku – w myśl nowych przepisów przy określaniu wysokości odszkodowania pod uwagę bierze się nie tylko sam uszczerbek na zdrowiu, lecz także utracone z tego tytułu zyski czy nawet dyskomfort psychiczny kwalifikowany jako straty moralne. Wszystko to sprawiło, że rekordowe kwoty odszkodowań sięgają kwoty miliona złotych. W ubiegłym roku Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał prawie 800 tys. zł żonie menedżera, który zginął w wypadku samochodowym. W tym roku sąd w Świdnicy zasądził niemal 900 tys. zł dla rodziny kobiety, która została zabita przez kierowcę na przejściu dla pieszych.
Zdaniem prawników nie bez znaczenia dla całego rynku były dwie katastrofy lotnicze – smoleńska sprzed dwóch lat i wojskowej casy ze stycznia 2008 roku. Najbliżsi członkowie rodzin ofiar dostali w obu przypadkach po 250 tys. zł. To radykalnie podniosło oczekiwania finansowe – uważa Marcin Broda, ekspert od rynku ubezpieczeń. Dodaje, że dziś za śmierć najbliższych rodziny żądają przed sądami minimum 200 tys. zł.
I wszystko wskazuje na to, że kwota ta będzie rosła. Choćby dlatego, że pod względem wysokości odszkodowań nadal ciągniemy się w ogonie Europy. Polska lekarka, którą zwolniono z brytyjskiego szpitala w zeszłym roku, dostała 4,5 mln funtów zadośćuczynienia. Sąd uznał, że była dyskryminowana.
Być może podobne wyroki w niedalekiej przyszłości będą zapadały i u nas. Tymczasem przybywa indywidualnych prawników i kancelarii specjalizujących się w egzekwowaniu odszkodowań. Dziesięć lat temu działało ich w całym kraju zaledwie kilkanaście, dziś gotowych do poprowadzenia podobnej sprawy jest przynajmniej 500. Zwyczajowo biorą od 10 do 20 proc. przyznanego odszkodowania, ale bywa, że wyciągają rękę nawet po połowę. Zdarza się, że nie idą nawet ze sprawą do sądu – po prostu składają „propozycję nie do odrzucenia” bezpośrednio ubezpieczycielowi.