Są jeszcze sędziowie w Warszawie - skomentowała wyrok 86-letnia Dziedzic. IPN - który wnosił o uznanie jej za kłamcę lustracyjnego i o zakazanie jej na 3 lata pełnienia funkcji publicznych - może jeszcze złożyć apelację.
W 2006 r. "Newsweek", a potem m.in. "Misja Specjalna" TVP podały nazwisko Dziedzic wśród dziennikarzy PRL, którzy mieli być tajnymi współpracownikami SB. Dziedzic, która zaprzeczała, by była TW "Marleną", wniosła do sądu o autolustrację.
W czwartek Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uznał, że Dziedzic złożyła prawdziwe oświadczenie lustracyjne, zaprzeczające związkom z SB. IPN twierdził, że była ona w latach 1958-1966 agentką kontrwywiadu MSW.
W uzasadnieniu sąd podkreślił, że informacje uzyskane przez SB od Dziedzic nie były istotne. Zarazem sąd dodał, że nie można wykluczyć, iż w ogóle nie pochodziły one od niej, tylko od otaczającej ją sieci agentów lub z podsłuchu. Dokumenty służb PRL budzą wątpliwości - podkreślił sędzia Piotr Gocławski. Powołał się na fakt, że "już ponad dwa tysiące lat temu cesarz Trajan wydał edykt, że przy wątpliwościach lepiej uniewinnić 100 winnych niż skazać jednego niewinnego".