W czasie niedzielnego Marszu Niepodległości, organizowanego przez środowiska prawicowe, doszło do zamieszek. Policja była zmuszona do użycia broni gładkolufowej i miotaczy gazu pieprzowego. Po burdach na komisariaty doprowadzono 176 osób.
– Młode pokolenie szło w Marszu Niepodległości. To było podstawowe wydarzenie 11 listopada. To był „marsz ludzkich serc”, który szedł ulicami Warszawy – mówił Artur Zawisza. – Stanisław Szczuka szedłby w naszym marszu – dodał.
Te słowa zdenerwowały obecną w studiu Kazimierę Szczukę. – Proszę sobie nie wycierać swojej faszystowskiej mordy imieniem i nazwiskiem mojego ojca – odpowiedziała Zawiszy.
– Myślałam, że w tym roku policja i organizatorzy zapobiegną burdom. Organizacje stojące za tym marszem są wybitnie faszyzujące – podkreśliła.
– Pani mówi o skrajnościach, a sama uczestniczyła w skrajnej demonstracji komunistów – mówił z kolei Artur Zawisza.
Podczas programu przywołano też drugi marsz, w którym szedł prezydent Bronisław Komorowski i który przebiegł w spokojnej, radosnej atmosferze. – Parada prezydencka to parada ukradziona ruchowi narodowemu. Ten dzień był w polskim kalendarzu dniem pustym, nic się nie działo. Narodowcy wpadli na genialny pomysł, aby zorganizować marsz i pan prezydent to zobaczył. Ludzie jednak nie chcieli kopii, woleli iść na oryginał – uznał kolejny z gości Tomasz Terlikowski.