Były Dowódca Wojsk Lądowych, a w latach 2012-2013 wiceminister obrony narodowej przekonuje, że Polska nie jest przygotowana na wypadek ewentualnej wojny. Jego zdaniem, to głównie wpływ tego, że "decyzje o awansach zapadają nie na poligonie, ale na salonie".

Reklama

- Proszę spojrzeć kim są ludzie, którzy dostają w Polsce lampasy. Niektórzy poligon widzieli chyba tylko w telewizji - mówi w rozmowie z "Wprost".

W jego ocenie polska armia byłaby w stanie tylko trzy dni powstrzymywać rosyjskie wojsko przed wejściem do Warszawy, przy czym - jak zastrzega - jest to wariant optymistyczny i przy założeniu, że Polska będzie się musiała bronić bez wsparcia NATO.

- Nie oszukujemy się. Mamy za mały potencjał, aby oprzeć się armii masowej, takiej jak rosyjska. W MON był pomysł na redukcję armii, ale nie ma już pomysłu na jej odbudowę - podkreśla.

Szacuje, że teraz na wojnę może iść 40 tys. polskich żołnierzy "plus trochę rezerwy, której poziom wyszkolenia jest zatrważający".